Wiele osób pyta mnie, o co chodzi z „zasadą pomocniczości”. Często z tym pojęciem spotykamy się w dokumentach unijnych. Podczas prac w senackiej Komisji do spraw Unii Europejskiej oceniamy dokumenty pod względem ich zgodności właśnie z tą zasadą. A może nawet nie oceniamy dokumentów, ale same idee w nich zawarte.
Najczęściej podczas tych prac wygłaszam formułkę, brzmiącą podobnie do tej: „Chciałbym zaznaczyć, że żadne państwo członkowskie Unii Europejskiej nie jest w stanie - z oczywistych względów - samodzielnie poprowadzić programu obserwacji i śledzenia obiektów kosmicznych. Przekracza to jego możliwości i finansowe, i techniczne. W związku z tym można tego dokonać jedynie w ramach działania na szczeblu unijnym. Dlatego też uważam, że przedmiotowy projekt jest zgodny z zasadą pomocniczości”.
Otóż to, zasada pomocniczości mówi o tym, że instytucje wyższego rzędu, mogą ingerować w życie tych „niższego rzędu”, tylko wtedy, gdy one same z pewnymi sprawami poradzić sobie nie mogą.
Ale zasada ta nie jest - jakby się mogło z mojego wstępu wydawać - przypisana do tych „rzędów i szczebli” najwyższych. Jest ona wpisana we wszystkie struktury społeczeństw demokratycznych. Mamy ją także zapisaną w Preambule naszej Konstytucji:
„... ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot...”
Kilka dni temu miałem przyjemność spotkać się z mieszkańcami gminy Rybno. Na spotkaniu zorganizowanym pod hasłem „Rozmowa o demokracji” przedstawiłem krótki wykład o polskiej samorządności.
Gdy przygotowywałem swoje wystąpienie o samorządzie, wiele informacji czerpałem z opracowań profesora Jerzego Regulskiego - osoby niezwykle ważnej od początków powstawania - a nawet jeszcze wcześniej, bo planowania - samorządności w polskich pokomunistycznych warunkach lat późno-osiemdziesiątych. Pan prof. Regulski wspaniale tłumaczy zasadę pomocniczości na przykładzie samorządu terytorialnego, dlatego też pozwolę sobie go tutaj zacytować, gdyż nie ma co wyważać otwartych juz drzwi ;)
„Zasada pomocniczości jest jedną z podstaw organizacji państwa demokratycznego.
Przyjmując człowieka jako podstawowy podmiot wszelkich spraw, zasada pomocniczości głosi, że inne instytucje powinny być tworzone jedynie jako pomocnicze w stosunku do działań i potrzeb poszczególnej osoby. Zatem gmina ma się zajmować tym, czego pojedynczy człowiek wraz z rodziną nie może wykonać. Powiat powinien być traktowany jako pomocniczy w stosunku do gminy.
Zasada pomocniczości odrzuca zależność hierarchiczną. Jak można bowiem wymagać, aby jednostka „niższa” była podporządkowana „wyższej”, jeśli ta ostania ma być jedynie pomocnicza w stosunku do tej „niższej”? To stwierdzenie ma fundamentalne znaczenie, bowiem dawny ustrój wpoił obywatelom przekonanie, że na przykład starosta jest zwierzchnikiem wójta, a minister ich obu. Uważano, że urzędnik z centrum ma więcej wiedzy i znaczenia niż urzędnik gminny. Do świadomości społecznej nie przeniknął jeszcze do dzisiaj fakt, że - zgodnie z zasadą pomocniczości - ma być odwrotnie. Rola starosty jest pomocnicza w stosunku do zadań wójta, a urzędnik centrum ma wspomagać samorządy i zajmować się jedynie tym, czym one nie mogą”.
Ten fundamentalny schemat dopasować możemy do każdej sytuacji. Zasada ta powinna obowiązywać we wszystkich strukturach funkcjonujących w państwie demokratycznym.
Przez kilka ostatnich dni myśli moje krążą znów wokół polskiego łowiectwa. Polski Związek Łowiecki - ten skostniały, niedemokratyczny twór - jest jednym z ostatnich reliktów monopolu w Polsce.
Na potrzeby myśliwych sparafrazuję zasadę pomocniczości wygłoszoną przez prof. Regulskiego.
Przyjmując myśliwego jako podstawowy podmiot wszelkich spraw łowieckich, zasada pomocniczości głosi, że inne instytucje powinny być tworzone jedynie jako pomocnicze w stosunku do działań i potrzeb poszczególnego myśliwego.
Zatem koło łowieckie ma się zajmować tym, czego pojedynczy myśliwy nie może wykonać. Zarząd okręgowy powinien być traktowany jako pomocniczy w stosunku do kół łowieckich.
Dawny komunistyczny ustrój wpoił myśliwym przekonanie, że łowczy okręgowy jest zwierzchnikiem łowczego koła, a łowczy krajowy ich obu. Dlatego uważano, że przedstawiciel z centrum ma więcej wiedzy i znaczenia niż szeregowy myśliwy.
Do świadomości społeczności myśliwskiej nie przeniknął jeszcze fakt, że - zgodnie z zasadą pomocniczości - ma być odwrotnie. Rola łowczego okręgowego jest pomocnicza w stosunku do zadań łowczego koła, a zarząd główny ma wspomagać koła łowieckie i zajmować się jedynie tym, czym one nie mogą.
Struktura Polskiego Związku Łowieckiego jest skostniała i „odwrócona” w stosunku do zasad panujących w państwie demokratycznym. Kiedy to wreszcie dotrze do świadomości władz naczelnych PZŁ i do świadomości osób, od których stan ten zależy?
Podam przykład tego „odwrócenia”: na jednym ze spotkań w Senacie poprosiłem uczestników o ich opinię dotyczącą myślistwa łuczniczego. Wypowiedziało się kilka osób. Każda uznała ideę za przynajmniej interesującą, wartą rozważenia, może opracowania jakiegoś projektu. Wypowiadały się w tym duchu także osoby, które są myśliwymi, a więc członkami PZŁ. I tutaj zaskoczenie, gdy głos zabrał przedstawiciel Zarządu Głównego stwierdzając: „Polski Związek Łowiecki jest przeciwny polowaniom z łukiem”, mając za nic głosy szeregowych myśliwych, a więc tych, którzy ten Związek tworzą. Co o tym myśleć?