"Przybieżeli do Betlejem pasterze..."
Życzę wszystkim rodzinnych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.
Niech nadchodzące dni będą radosne i pełne ciepła.
Niech magia Wigilijnego wieczoru otacza Czytelników mojego bloga
przez wszystkie dni nadchodzącego 2010 roku.
22 gru 2009
9 lis 2009
9 listopada 1989 -2009
Lech Wałęsa po raz drugi powalił mur berliński. Tym razem dosłownie i na oczach całego świata! Nie ma wolności bez Solidarności. Bez wolności nie ma demokracji.
5 lis 2009
Czym jest społeczeństwo obywatelskie?
W październiku w Senacie odbyła się Konferencja pod hasłem „Społeczeństwo obywatelskie a fundusze unijne. Partnerstwo, ale jakie?”. Współorganizatorami Konferencji były: Instytut Spraw Publicznych, Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych oraz Senat Rzeczypospolitej Polskiej.
W słowie wstępnym Prezes Instytutu Spraw Publicznych Jacek Kucharczyk, przedstawiając podtytuł konferencji „Partnerstwo, ale jakie”, podkreślił, że „partnerstwo” nie jest dookreślone w naszym prawodawstwie. Sam zastanawiam się, czy być powinno. Jeśli tak, to próbujemy społeczeństwo obywatelskie budować za pomocą wytycznych zapisanych w aktach prawnych. A może wystarczy edukacja, wiedza i przekonanie o własnej wartości, zatarcie granic między tak popularnym kiedyś „my – oni”. Czyż partnerstwo nie powinno wypłynąć – nazwijmy to - naturalnie? Bo przecież Państwo to My, Państwo to Społeczeństwo. Cała administracja działać powinna na zasadach partnerskich, a nie z poziomu władza-ludzie. Pan Jakub Wojnarowski – członek Zespołu Doradców Strategicznych Premiera, podkreślił właśnie rolę edukacji w procesie rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Edukację jako kreowanie postaw i aktywności. Ale to efekty da dopiero w przyszłości.
Póki co, chyba jednak musimy wyznaczać przepisami zasady partnerstwa dla administracji rządowej, samorządu, organizacji pozarządowych i jednostki, jaką jest każdy człowiek.
Pierwszy wykład Konferencji dotyczył zmian w prawie o organizacjach pozarządowych. Otóż, szykuje się wiele zmian. Między innymi w Ustawie Prawo o stowarzyszeniach. Ustawa ta ma 20 lat, weszła w życie na początku polskiej transformacji ustrojowej i przez 20 lat nie wprowadzono do niej żadnych poważniejszych zmian. Czas zatem najwyższy przygotować nową ustawę, która będzie wpisywała się w nowe warunki, w nową świadomość społeczeństwa, w demokrację, w większą wolność, większe zaufanie Państwa do obywatela, poczucie samorządności.
Kolejne dwa wykłady pod tytułami: „Społeczeństwo obywatelskie a Narodowa Strategia Spójności” oraz „Społeczeństwo obywatelskie w Strategii Lizbońskiej” zaczęły się od – na pozór - zaskakujących stwierdzeń prelegentów, że właściwie trudno jest połączyć temat społeczeństwa obywatelskiego ze Strategią Spójności, czy Strategią Lizbońską, ponieważ w Strategii nie występuje pojęcie społeczeństwa obywatelskiego. I tu zadałem sobie pytanie: dlaczego? i: czym jest społeczeństwo obywatelskie? Ano chyba, jest to normalne społeczeństwo; aktywne, wykazujące inicjatywy oddolne, społeczeństwo wolne, z poczuciem swojej wartości, z poczuciem wartości jednostki.
W Strategii Lizbońskiej nie ma mowy o społeczeństwie obywatelskim. Inaczej już sprawa przedstawia się w Traktacie Lizbońskim. Tutaj mówi się dużo o organizacjach pozarządowych, o ważnej roli społeczeństwa obywatelskiego w rozwoju Unii Europejskiej, o aktywizacji. Zastanawiałem się nad tym problemem i doszedłem do wniosku, że jest tak, ponieważ Strategia Lizbońska była przygotowywana 10 lat temu przez państwa „starej 15”. Dla nich społeczeństwo po prostu musiało być, było i jest z natury obywatelskie. Nie trzeba było „obywatelskości” podkreślać i uwypuklać. Ale w przypadku państw „postkomunistycznych” sprawa wygląda diametralnie inaczej. W Polsce także dopiero tworzymy społeczeństwo obywatelskie. My wciąż jesteśmy na etapie przechodzenia ze społeczeństwa totalitarnego, komunistycznego do społeczeństwa demokratycznego, obywatelskiego.
Unia Europejska nas w tym kierunku popycha. Choćby właśnie poprzez fundusze unijne na inicjatywy oddolne, aktywizację. My dopiero musimy się wyrwać spod „czapy totalitarnej”, która nadal ciąży na naszym społeczeństwie. To zadanie dla młodych ludzi. Części starszego pokolenia nie uda się wyrwać ze „starego systemu”. Stwierdzam z przykrością, że są ludzie, którzy z tego systemu wyrwani być nie chcą! Jedni ze strachu, z obawy przed nowym, inni z wygody i przywilejów. Społeczeństwo obywatelskie to społeczeństwo wolne, z poszanowaniem praw jednostki. Czego się zatem bać?! Za dużej wolności?! A może… odpowiedzialności?
Amerykański psycholog Philip Zimbardo w jednym z wywiadów na temat polskiego społeczeństwa, powiedział: „Komunizm umniejszał znaczenie jednostki i ograniczał jej wpływ na własne życie. Można jednak pomóc kolejnym pokoleniom nie powielać tego schematu. Trzeba aktywizować ludzi, bo dzięki temu uwierzą, że mają wpływ na własne życie, że mogą coś osiągnąć”. Mądre – prawda?
Dlatego na koniec odejdę od – wspomnianej na wstępie - Konferencji, a przerzucę się na konsultacje. Jednym ze sposobów udziału społeczeństwa w sprawowaniu władzy, w rozwoju, wyrazem partnerstwa są konsultacje społeczne.
"Konsultacje społeczne to proces, w którym przedstawiciele władz (każdego szczebla: od lokalnych po centralne) przedstawiają obywatelom swoje plany dotyczące np. aktów prawnych (ich zmiany lub uchwalania nowych), inwestycji lub innych przedsięwzięć, które będą miały wpływ na życie codzienne i pracę obywateli. Konsultacje nie ograniczają się jednak tylko do przedstawienia tych planów, ale także do wysłuchania opinii na ich temat, ich modyfikowania i informowania o ostatecznej decyzji. Konsultacje społeczne to sposób uzyskiwania opinii, stanowisk, propozycji itp. od instytucji i osób, których w pewien sposób dotkną, bezpośrednio lub pośrednio, skutki proponowanych przez administrację działań". [za: http://administracja.ngo.pl/x/340786 ]
To także na razie metoda partnerstwa raczkująca w Polsce. Smutne jest, gdy podczas konsultacji pomysłodawcy mówią swoje, „konsultanci społeczni” swoje. I mimo negatywnych opinii, uwag, czasem nowych propozycji, pomysłodawcy robią, to co wcześniej zaplanowali. Konsultacje się przecież odbyły. Procedura zachowana. Brawo.
Innym niepokojącym zjawiskiem jest mała frekwencja na takich spotkaniach. Z czego ona wynika? Czasem ze złej informacji lub jej „prawie braku” ze strony wnioskodawców. Ale też po części wynika z tej „czapy totalitarnej”, która na społeczeństwie ciąży. A przecież w przypadku wielu projektów to my sami decydować musimy, czego chcemy i w jakiej formie. Żebyśmy później nie mieli pretensji, że decyzje zapadają za naszymi plecami. Czy to nasza polska przywara? Mamy zdanie na każdy temat. I liczne pretensje. Tylko gdzie je artykułujemy? W kuchni gotując obiad? Leżąc w domu na kanapie przed telewizorem? Korzystajmy ze swoich praw obywatelskich. Bądźmy społeczeństwem obywatelskim!!
Uwaga: Ci, którzy społeczeństwo do aktywności zniechęcają, mogą być uznani za komunistów!! Nie żartuję. To przecież wynika ze słów profesora Zimbardo.
A na zakończenie rodzi mi się taka oto konkluzja: prawdziwe społeczeństwo obywatelskie i partnerstwo zbudujemy wtedy, gdy administracja rządowa, samorząd, sfera biznesu, organizacje pozarządowe (czyli ludzie w danym sektorze działający) zdadzą sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy zbiorem jednostek. Równych jednostek.
W słowie wstępnym Prezes Instytutu Spraw Publicznych Jacek Kucharczyk, przedstawiając podtytuł konferencji „Partnerstwo, ale jakie”, podkreślił, że „partnerstwo” nie jest dookreślone w naszym prawodawstwie. Sam zastanawiam się, czy być powinno. Jeśli tak, to próbujemy społeczeństwo obywatelskie budować za pomocą wytycznych zapisanych w aktach prawnych. A może wystarczy edukacja, wiedza i przekonanie o własnej wartości, zatarcie granic między tak popularnym kiedyś „my – oni”. Czyż partnerstwo nie powinno wypłynąć – nazwijmy to - naturalnie? Bo przecież Państwo to My, Państwo to Społeczeństwo. Cała administracja działać powinna na zasadach partnerskich, a nie z poziomu władza-ludzie. Pan Jakub Wojnarowski – członek Zespołu Doradców Strategicznych Premiera, podkreślił właśnie rolę edukacji w procesie rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Edukację jako kreowanie postaw i aktywności. Ale to efekty da dopiero w przyszłości.
Póki co, chyba jednak musimy wyznaczać przepisami zasady partnerstwa dla administracji rządowej, samorządu, organizacji pozarządowych i jednostki, jaką jest każdy człowiek.
Pierwszy wykład Konferencji dotyczył zmian w prawie o organizacjach pozarządowych. Otóż, szykuje się wiele zmian. Między innymi w Ustawie Prawo o stowarzyszeniach. Ustawa ta ma 20 lat, weszła w życie na początku polskiej transformacji ustrojowej i przez 20 lat nie wprowadzono do niej żadnych poważniejszych zmian. Czas zatem najwyższy przygotować nową ustawę, która będzie wpisywała się w nowe warunki, w nową świadomość społeczeństwa, w demokrację, w większą wolność, większe zaufanie Państwa do obywatela, poczucie samorządności.
Kolejne dwa wykłady pod tytułami: „Społeczeństwo obywatelskie a Narodowa Strategia Spójności” oraz „Społeczeństwo obywatelskie w Strategii Lizbońskiej” zaczęły się od – na pozór - zaskakujących stwierdzeń prelegentów, że właściwie trudno jest połączyć temat społeczeństwa obywatelskiego ze Strategią Spójności, czy Strategią Lizbońską, ponieważ w Strategii nie występuje pojęcie społeczeństwa obywatelskiego. I tu zadałem sobie pytanie: dlaczego? i: czym jest społeczeństwo obywatelskie? Ano chyba, jest to normalne społeczeństwo; aktywne, wykazujące inicjatywy oddolne, społeczeństwo wolne, z poczuciem swojej wartości, z poczuciem wartości jednostki.
W Strategii Lizbońskiej nie ma mowy o społeczeństwie obywatelskim. Inaczej już sprawa przedstawia się w Traktacie Lizbońskim. Tutaj mówi się dużo o organizacjach pozarządowych, o ważnej roli społeczeństwa obywatelskiego w rozwoju Unii Europejskiej, o aktywizacji. Zastanawiałem się nad tym problemem i doszedłem do wniosku, że jest tak, ponieważ Strategia Lizbońska była przygotowywana 10 lat temu przez państwa „starej 15”. Dla nich społeczeństwo po prostu musiało być, było i jest z natury obywatelskie. Nie trzeba było „obywatelskości” podkreślać i uwypuklać. Ale w przypadku państw „postkomunistycznych” sprawa wygląda diametralnie inaczej. W Polsce także dopiero tworzymy społeczeństwo obywatelskie. My wciąż jesteśmy na etapie przechodzenia ze społeczeństwa totalitarnego, komunistycznego do społeczeństwa demokratycznego, obywatelskiego.
Unia Europejska nas w tym kierunku popycha. Choćby właśnie poprzez fundusze unijne na inicjatywy oddolne, aktywizację. My dopiero musimy się wyrwać spod „czapy totalitarnej”, która nadal ciąży na naszym społeczeństwie. To zadanie dla młodych ludzi. Części starszego pokolenia nie uda się wyrwać ze „starego systemu”. Stwierdzam z przykrością, że są ludzie, którzy z tego systemu wyrwani być nie chcą! Jedni ze strachu, z obawy przed nowym, inni z wygody i przywilejów. Społeczeństwo obywatelskie to społeczeństwo wolne, z poszanowaniem praw jednostki. Czego się zatem bać?! Za dużej wolności?! A może… odpowiedzialności?
Amerykański psycholog Philip Zimbardo w jednym z wywiadów na temat polskiego społeczeństwa, powiedział: „Komunizm umniejszał znaczenie jednostki i ograniczał jej wpływ na własne życie. Można jednak pomóc kolejnym pokoleniom nie powielać tego schematu. Trzeba aktywizować ludzi, bo dzięki temu uwierzą, że mają wpływ na własne życie, że mogą coś osiągnąć”. Mądre – prawda?
Dlatego na koniec odejdę od – wspomnianej na wstępie - Konferencji, a przerzucę się na konsultacje. Jednym ze sposobów udziału społeczeństwa w sprawowaniu władzy, w rozwoju, wyrazem partnerstwa są konsultacje społeczne.
"Konsultacje społeczne to proces, w którym przedstawiciele władz (każdego szczebla: od lokalnych po centralne) przedstawiają obywatelom swoje plany dotyczące np. aktów prawnych (ich zmiany lub uchwalania nowych), inwestycji lub innych przedsięwzięć, które będą miały wpływ na życie codzienne i pracę obywateli. Konsultacje nie ograniczają się jednak tylko do przedstawienia tych planów, ale także do wysłuchania opinii na ich temat, ich modyfikowania i informowania o ostatecznej decyzji. Konsultacje społeczne to sposób uzyskiwania opinii, stanowisk, propozycji itp. od instytucji i osób, których w pewien sposób dotkną, bezpośrednio lub pośrednio, skutki proponowanych przez administrację działań". [za: http://administracja.ngo.pl/x/340786 ]
To także na razie metoda partnerstwa raczkująca w Polsce. Smutne jest, gdy podczas konsultacji pomysłodawcy mówią swoje, „konsultanci społeczni” swoje. I mimo negatywnych opinii, uwag, czasem nowych propozycji, pomysłodawcy robią, to co wcześniej zaplanowali. Konsultacje się przecież odbyły. Procedura zachowana. Brawo.
Innym niepokojącym zjawiskiem jest mała frekwencja na takich spotkaniach. Z czego ona wynika? Czasem ze złej informacji lub jej „prawie braku” ze strony wnioskodawców. Ale też po części wynika z tej „czapy totalitarnej”, która na społeczeństwie ciąży. A przecież w przypadku wielu projektów to my sami decydować musimy, czego chcemy i w jakiej formie. Żebyśmy później nie mieli pretensji, że decyzje zapadają za naszymi plecami. Czy to nasza polska przywara? Mamy zdanie na każdy temat. I liczne pretensje. Tylko gdzie je artykułujemy? W kuchni gotując obiad? Leżąc w domu na kanapie przed telewizorem? Korzystajmy ze swoich praw obywatelskich. Bądźmy społeczeństwem obywatelskim!!
Uwaga: Ci, którzy społeczeństwo do aktywności zniechęcają, mogą być uznani za komunistów!! Nie żartuję. To przecież wynika ze słów profesora Zimbardo.
A na zakończenie rodzi mi się taka oto konkluzja: prawdziwe społeczeństwo obywatelskie i partnerstwo zbudujemy wtedy, gdy administracja rządowa, samorząd, sfera biznesu, organizacje pozarządowe (czyli ludzie w danym sektorze działający) zdadzą sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy zbiorem jednostek. Równych jednostek.
Etykiety:
Senat,
społeczeństwo obywatelskie,
totaliztaryzm,
wolność jednostki
24 wrz 2009
Chyba nadal o łowiectwie
Nie spodziewałem się, że temat zmian w prawie łowieckim takie emocje wzbudzi na blogu. A tu proszę…
Niedawno odbyło się spotkanie pt.: „Intelektualia myśliwskie”. Miałem przyjemność zaprezentować tam słabe i mocne strony polskiego modelu łowiectwa. Pewnie, że założenia naszego łowiectwa są szczytne, gorzej z praktycznym przestrzeganiem tych wartości.
W komentarzach do poprzedniego posta pojawiła się prośba o opublikowanie mojego oświadczenia w sprawie zastrzeżeń do niektórych zapisów Prawa łowieckiego, a także odpowiedzi Ministra Środowiska na to oświadczenie. Odsyłam na internetową stronę senacką. Jest tam treść i oświadczenia, i odpowiedzi. Przepraszam, że tak to „załatwiam”, ale po co mnożyć te same treści w wielu miejscach.
Co do przedmiotowego oświadczenia chciałbym zwrócić uwagę na dwie rzeczy.
Po pierwsze: w odpowiedzi Ministerstwo wskazuje na bardzo dobre zapisy ustawy Prawo o stowarzyszeniach. Zgadzam się. Jest to mądra i dobra ustawa. Szkoda tylko, że nie dostrzeżono zasadniczego problemu, a mianowicie, że Polski Związek Łowiecki nie funkcjonuje jak zwykłe stowarzyszenie. Gdyby PZŁ było stricte stowarzyszeniem, pewnie wiele problemów z nadzorem i nieprawidłowościami w jego statucie by znikło.
Przepraszam, że się powtarzam, ale nadal uważam, że i Prawo łowieckie, i Statut PZŁ nie zapewniają właściwego funkcjonowania Związku. Szeregowy myśliwy odseparowany jest od władz grubym murem. Gdyby wszystkie paragrafy stosować z dobrą wolą i pozytywnym nastawieniem na myśliwego, byłoby OK. Ale wszyscy zdajemy sobie sprawę ze smutnego faktu, że tak nie jest. Złej woli jest niestety dużo.
I tu się pojawia moje „po drugie”: Ministerstwo stwierdza, że obecne rozwiązania prawne gwarantują właściwy nadzór nad PZŁ. Nie zgadzam się! Tak nie jest! Poniżej przykład z życia, tak zwany fakt autentyczny.
Myśliwy został wykluczony z koła za rzekome „niekoleżeństwo” (tu zaznaczam, że bardzo „szerokie” jest to pojecie w rozumieniu niektórych „potraktowanych” niekoleżeńsko władz), objawiające się ujawnieniem organom ścigania nieprawidłowości, jakich mieli dopuszczać się członkowie zarządu koła.
Uchwała o wykluczeniu została jednak uchylona w trybie odwoławczym przez zarząd okręgowy. Tym samym procedura została wyczerpana, a sprawa prawomocnie zamknięta.
Tymczasem Zarząd Główny, reagując na pismo koła, w trybie nadzoru uchylił uchwałę zarządu okręgowego, pomimo że nie była ona ani sprzeczna z prawem, ani ze Statutem PZŁ, a więc nie mogła się kwalifikować do uchylenia przez organ nadzorujący w myśl artykułu 33 ustęp 5 Prawa łowieckiego i paragrafu 173 ustęp 2 Statutu PZŁ. Uchylając uchwałę ZG PZŁ przekroczył swoje kompetencje ze szkodą dla myśliwego, którego nawet nie wysłuchał, mimo że gwarantuje mu to paragraf 9 ustęp 1 punkt 3 Statutu PZŁ.
Naczelna Rada Łowiecka utrzymała tę uchwałę w mocy, a jej ostatecznym skutkiem stało się ponowne wykluczenie myśliwego z koła, na tych samych podstawach co wcześniej.
Minister Środowiska nie dopatrzył się jednak w postępowaniu PZŁ żadnych nieprawidłowości. Dla szeregowego myśliwego to jak walka z wiatrakami.
To tak gwoli wyłożenia na stół tego świetnego nadzoru. Smutne, ale prawdziwe.
Polski model łowiectwa nie jest zły. Złe jest nieprzestrzeganie prawa. A jeśli tak się dzieje i prawo jest łamane, to tym najsłabszym należy zapewnić narzędzia do obrony.
Darz Bór!
Niedawno odbyło się spotkanie pt.: „Intelektualia myśliwskie”. Miałem przyjemność zaprezentować tam słabe i mocne strony polskiego modelu łowiectwa. Pewnie, że założenia naszego łowiectwa są szczytne, gorzej z praktycznym przestrzeganiem tych wartości.
W komentarzach do poprzedniego posta pojawiła się prośba o opublikowanie mojego oświadczenia w sprawie zastrzeżeń do niektórych zapisów Prawa łowieckiego, a także odpowiedzi Ministra Środowiska na to oświadczenie. Odsyłam na internetową stronę senacką. Jest tam treść i oświadczenia, i odpowiedzi. Przepraszam, że tak to „załatwiam”, ale po co mnożyć te same treści w wielu miejscach.
Co do przedmiotowego oświadczenia chciałbym zwrócić uwagę na dwie rzeczy.
Po pierwsze: w odpowiedzi Ministerstwo wskazuje na bardzo dobre zapisy ustawy Prawo o stowarzyszeniach. Zgadzam się. Jest to mądra i dobra ustawa. Szkoda tylko, że nie dostrzeżono zasadniczego problemu, a mianowicie, że Polski Związek Łowiecki nie funkcjonuje jak zwykłe stowarzyszenie. Gdyby PZŁ było stricte stowarzyszeniem, pewnie wiele problemów z nadzorem i nieprawidłowościami w jego statucie by znikło.
Przepraszam, że się powtarzam, ale nadal uważam, że i Prawo łowieckie, i Statut PZŁ nie zapewniają właściwego funkcjonowania Związku. Szeregowy myśliwy odseparowany jest od władz grubym murem. Gdyby wszystkie paragrafy stosować z dobrą wolą i pozytywnym nastawieniem na myśliwego, byłoby OK. Ale wszyscy zdajemy sobie sprawę ze smutnego faktu, że tak nie jest. Złej woli jest niestety dużo.
I tu się pojawia moje „po drugie”: Ministerstwo stwierdza, że obecne rozwiązania prawne gwarantują właściwy nadzór nad PZŁ. Nie zgadzam się! Tak nie jest! Poniżej przykład z życia, tak zwany fakt autentyczny.
Myśliwy został wykluczony z koła za rzekome „niekoleżeństwo” (tu zaznaczam, że bardzo „szerokie” jest to pojecie w rozumieniu niektórych „potraktowanych” niekoleżeńsko władz), objawiające się ujawnieniem organom ścigania nieprawidłowości, jakich mieli dopuszczać się członkowie zarządu koła.
Uchwała o wykluczeniu została jednak uchylona w trybie odwoławczym przez zarząd okręgowy. Tym samym procedura została wyczerpana, a sprawa prawomocnie zamknięta.
Tymczasem Zarząd Główny, reagując na pismo koła, w trybie nadzoru uchylił uchwałę zarządu okręgowego, pomimo że nie była ona ani sprzeczna z prawem, ani ze Statutem PZŁ, a więc nie mogła się kwalifikować do uchylenia przez organ nadzorujący w myśl artykułu 33 ustęp 5 Prawa łowieckiego i paragrafu 173 ustęp 2 Statutu PZŁ. Uchylając uchwałę ZG PZŁ przekroczył swoje kompetencje ze szkodą dla myśliwego, którego nawet nie wysłuchał, mimo że gwarantuje mu to paragraf 9 ustęp 1 punkt 3 Statutu PZŁ.
Naczelna Rada Łowiecka utrzymała tę uchwałę w mocy, a jej ostatecznym skutkiem stało się ponowne wykluczenie myśliwego z koła, na tych samych podstawach co wcześniej.
Minister Środowiska nie dopatrzył się jednak w postępowaniu PZŁ żadnych nieprawidłowości. Dla szeregowego myśliwego to jak walka z wiatrakami.
To tak gwoli wyłożenia na stół tego świetnego nadzoru. Smutne, ale prawdziwe.
Polski model łowiectwa nie jest zły. Złe jest nieprzestrzeganie prawa. A jeśli tak się dzieje i prawo jest łamane, to tym najsłabszym należy zapewnić narzędzia do obrony.
Darz Bór!
23 lip 2009
Wakacyjny kij w mrowisko
ehh… czasu brak…
Ale po kolei:
Na początku lipca w Parlamencie mieliśmy miłe uroczystości. Odbyły się obchody 20-lecia odrodzonego Senatu Rzeczypospolitej Polskiej. Byli goście, przemówienia, oklaski, miłe spotkania, tort i sadzenie pamiątkowych dębów, no i pamiątkowe zdjęcia. Muszę przyznać, że wszystko było zorganizowane tip-top, wszystko w podniosłej, a zarazem miłej, przyjaznej i ciepłej atmosferze, a spotkało się na sali posiedzeń Sejmu naprawdę dużo osób. Z różnych pokoleń. Po więcej informacji na ten temat wysyłam na podstronę Senatu:
http://www.senat.gov.pl/k7/agenda/wydarz/2009/090703.htm.
Dalej:
Założyliśmy z grupą posłów i senatorów Parlamentarny Zespół do Spraw Leśnictwa, Ochrony Środowiska i Tradycji Łowieckich. A pozostając przy tematyce łowieckiej, to złożyłem oświadczenie senatorskie do Ministra Środowiska, dotyczące moich (i nie tylko) wątpliwości co do niezgodności niektórych zapisów ustawy Prawo Łowieckie z Konstytucją RP. Czekam na opinię ministra Nowickiego w tym temacie.
Następnie: dla tych co myślą , że mam urlop – otóż urlopu nie mam. Jeszcze. Zamierzam odpocząć parę dni w sierpniu. A Pani dyrektor mojego biura daję 4 tygodnie urlopu, niech odpocznie dziewczyna, bo w ciągu roku wolnego nie ma. A, przepraszam. Miała 4 dni wolne na Wielkanoc. W każdym razie bardzo się z tego urlopu cieszy. Postaram się nie dręczyć jej telefonami za często.
Co tam jeszcze…
Wszystkim, którzy mają wakacje, tym którzy mają tylko krótkie urlopy, tym którzy urwą chociaż parę dni wolnych życzę udanego wypoczynku, pięknej pogody i nabrania sił do pracy. Spotykam się w ostatnim czasie z wieloma prywatnymi przedsiębiorcami, i z branży budowlanej, i elektrycznej, itp. i chciałbym powiedzieć im: zostawcie pracę chociaż na kilka dni. Odpocznijcie. Robota nie zając – nie ucieknie, poczeka na Was. A oderwanie się choć na chwilę od codzienności, od rytmu pracy jest niezastąpionym lekarstwem na stres i zmęczenie. W końcu nie ma nic ważniejszego niż zdrowie. Wiem, co mówię.
Wyszedł taki trochę wakacyjny miszmasz, a niej kij w mrowisko, ale początkowo chciałem pisać o czym innym. Chciałem być niemiły dla niektórych. Ale złość mi przeszła. I dobrze. Czas zaciera to, co złe i proszę – po napisaniu paru akapitów na inne tematy przeszła mi cała złość.
Następny post pewnie we wrześniu, bo komputer i wślepianie się w monitor strasznie latem męczy.
Ale po kolei:
Na początku lipca w Parlamencie mieliśmy miłe uroczystości. Odbyły się obchody 20-lecia odrodzonego Senatu Rzeczypospolitej Polskiej. Byli goście, przemówienia, oklaski, miłe spotkania, tort i sadzenie pamiątkowych dębów, no i pamiątkowe zdjęcia. Muszę przyznać, że wszystko było zorganizowane tip-top, wszystko w podniosłej, a zarazem miłej, przyjaznej i ciepłej atmosferze, a spotkało się na sali posiedzeń Sejmu naprawdę dużo osób. Z różnych pokoleń. Po więcej informacji na ten temat wysyłam na podstronę Senatu:
http://www.senat.gov.pl/k7/agenda/wydarz/2009/090703.htm.
Dalej:
Założyliśmy z grupą posłów i senatorów Parlamentarny Zespół do Spraw Leśnictwa, Ochrony Środowiska i Tradycji Łowieckich. A pozostając przy tematyce łowieckiej, to złożyłem oświadczenie senatorskie do Ministra Środowiska, dotyczące moich (i nie tylko) wątpliwości co do niezgodności niektórych zapisów ustawy Prawo Łowieckie z Konstytucją RP. Czekam na opinię ministra Nowickiego w tym temacie.
Następnie: dla tych co myślą , że mam urlop – otóż urlopu nie mam. Jeszcze. Zamierzam odpocząć parę dni w sierpniu. A Pani dyrektor mojego biura daję 4 tygodnie urlopu, niech odpocznie dziewczyna, bo w ciągu roku wolnego nie ma. A, przepraszam. Miała 4 dni wolne na Wielkanoc. W każdym razie bardzo się z tego urlopu cieszy. Postaram się nie dręczyć jej telefonami za często.
Co tam jeszcze…
Wszystkim, którzy mają wakacje, tym którzy mają tylko krótkie urlopy, tym którzy urwą chociaż parę dni wolnych życzę udanego wypoczynku, pięknej pogody i nabrania sił do pracy. Spotykam się w ostatnim czasie z wieloma prywatnymi przedsiębiorcami, i z branży budowlanej, i elektrycznej, itp. i chciałbym powiedzieć im: zostawcie pracę chociaż na kilka dni. Odpocznijcie. Robota nie zając – nie ucieknie, poczeka na Was. A oderwanie się choć na chwilę od codzienności, od rytmu pracy jest niezastąpionym lekarstwem na stres i zmęczenie. W końcu nie ma nic ważniejszego niż zdrowie. Wiem, co mówię.
Wyszedł taki trochę wakacyjny miszmasz, a niej kij w mrowisko, ale początkowo chciałem pisać o czym innym. Chciałem być niemiły dla niektórych. Ale złość mi przeszła. I dobrze. Czas zaciera to, co złe i proszę – po napisaniu paru akapitów na inne tematy przeszła mi cała złość.
Następny post pewnie we wrześniu, bo komputer i wślepianie się w monitor strasznie latem męczy.
4 cze 2009
4 czerwca 1989 roku
W 1989 miałem 31 lat. Ach, jaki ja byłem młody. Parę lat wcześniej ukończyłem studia, zacząłem pracę w szkole. Myślę, że w wieku 30 lat człowiek zaczyna się zastanawiać, podejmować decyzje, co tak naprawdę chce w życiu robić, czym się zajmować.
Być może właśnie ten ruch wolnościowy, wybory 4 czerwca 1989 roku były momentem przełomowym w moim życiu. Nie tylko w skali losu całego kraju i drogi, którą wybraliśmy jako społeczeństwo, ale też w skali mnie samego – młodego człowieka rozpoczynającego dojrzałe życie. W domu była już rodzina - żona, dwie córki. Czas zacząć zajmować się poważnymi sprawami.
Nie pamiętam już, jak dokładnie spędziłem ten dzień, to znaczy 4 czerwca 1989. Czy coś wtedy we mnie drgnęło – Stasiu! jest wolna Polska, prawdziwe wybory, praca na rzecz społeczeństwa czeka!
Myślę, że miałem trochę szczęścia, że znalazłem się w odpowiednim czasie – Polska odzyskuje prawdziwą wolność, ja zaczynam dojrzałe życie po 30-tce. Nie za młody, żeby nie zrozumieć wagi wydarzenia lub nie mieć jeszcze szans na samodzielność, ale i nie za stary żeby tylko się przyglądać – jestem szczęśliwy, ale niech młodsi to dalej ciągną.
Patrzę na 4 czerwca właśnie przez pryzmat mojego prywatnego życia, decyzji jakie wtedy podjąłem. Wielki dzień dla Polski, ale i bardzo ważny dla mnie indywidualnie. Nie wiem, jak potoczyłaby się moja przyszłość. Może nie zdecydowałbym się na start w wyborach samorządowych?
A potem były wybory do Parlamentu. A dzisiaj jestem senatorem Rzeczypospolitej Polskiej.
Dobrze było urodzić się w 1958 :-)
I dobrze, że w Polsce, a nie w Chinach :-(
Być może właśnie ten ruch wolnościowy, wybory 4 czerwca 1989 roku były momentem przełomowym w moim życiu. Nie tylko w skali losu całego kraju i drogi, którą wybraliśmy jako społeczeństwo, ale też w skali mnie samego – młodego człowieka rozpoczynającego dojrzałe życie. W domu była już rodzina - żona, dwie córki. Czas zacząć zajmować się poważnymi sprawami.
Nie pamiętam już, jak dokładnie spędziłem ten dzień, to znaczy 4 czerwca 1989. Czy coś wtedy we mnie drgnęło – Stasiu! jest wolna Polska, prawdziwe wybory, praca na rzecz społeczeństwa czeka!
Myślę, że miałem trochę szczęścia, że znalazłem się w odpowiednim czasie – Polska odzyskuje prawdziwą wolność, ja zaczynam dojrzałe życie po 30-tce. Nie za młody, żeby nie zrozumieć wagi wydarzenia lub nie mieć jeszcze szans na samodzielność, ale i nie za stary żeby tylko się przyglądać – jestem szczęśliwy, ale niech młodsi to dalej ciągną.
Patrzę na 4 czerwca właśnie przez pryzmat mojego prywatnego życia, decyzji jakie wtedy podjąłem. Wielki dzień dla Polski, ale i bardzo ważny dla mnie indywidualnie. Nie wiem, jak potoczyłaby się moja przyszłość. Może nie zdecydowałbym się na start w wyborach samorządowych?
A potem były wybory do Parlamentu. A dzisiaj jestem senatorem Rzeczypospolitej Polskiej.
Dobrze było urodzić się w 1958 :-)
I dobrze, że w Polsce, a nie w Chinach :-(
30 kwi 2009
Dzień Flagi i Święto Konstytucji 3-go Maja
Od 2004 roku obchodzimy w Polsce Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Święto wprowadzone ustawą z 20 lutego 2004 roku o zmianie ustawy o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej, swoje miejsce w kalendarzu znalazło w dniu 2 maja.
Wybór daty – 2 maja – nie jest przypadkowy. Jeszcze 20 lat temu flagi łopotały wszędzie i uroczyście z okazji Święta Pracy 1 maja. Nazajutrz flagom nie było już tak radośnie. Władza ludowa dbała, aby drugiego dnia maja flag na ulicach nie było, bo a nóż ktoś się zagapi i flaga powiewać będzie nadal 3 maja – w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3-go Maja. A tego władza – uuuuu - nie chciała.
Tak więc dzisiaj składa się tak ładnie, że obchodzimy i Święto Pracy, i Dzień Flagi, i Święto Trzeciomajowej Konstytucji. Tak zwany długi weekend majowy jest kolejną po Wielkiej Nocy okazją do wiosennego wypoczynku i spotkań z najbliższymi i znajomymi.
A tak poważniej i ku przypomnieniu, to było tak:
Gdy w 1831 roku Izba Senatorska i Izba Poselska stanowiły o przyjęciu odznaki, pod którą winni się łączyć wszyscy Polacy, zapisano w ustawie co następuje:
„Artykuł 1. Kokardę Narodową stanowić będą kolory herbu Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, to jest kolor biały z czerwonym.
Artykuł 2. Wszyscy Polacy, a mianowicie Wojsko Polskie te kolory nosić mają w miejscu gdzie takowe oznaki dotąd noszonymi były”.
I tak Biel Orła i Pogoni na czerwonym tle towarzyszy nam do dziś. Przez niemal 200 lat nic się nie zmieniło. Barwy biało-czerwona stały się symbolem Państwa i własnością narodu, który pod tymi barwami wybijał się na niepodległość. To Flaga przypominała o tym, że może być wolna Polska, a obok niej, przypominała o tym Konstytucja 3-go Maja.
Konstytucja uchwalona w 1791 roku obowiązywała zaledwie 15 miesięcy! A zakończyły jej trwanie niezgoda - Targowica i rozbiory.
Co zatem każe nam wspominać i świętować uchwalenie Konstytucji 3 Maja? Ano właśnie to, że pamięć o niej pomogła przetrwać w jedności narodowi polskiemu blisko dwa wieki niewoli...
No to do dzieła – wieszajmy flagi, niech Polska będzie biało-czerwona :)
Wybór daty – 2 maja – nie jest przypadkowy. Jeszcze 20 lat temu flagi łopotały wszędzie i uroczyście z okazji Święta Pracy 1 maja. Nazajutrz flagom nie było już tak radośnie. Władza ludowa dbała, aby drugiego dnia maja flag na ulicach nie było, bo a nóż ktoś się zagapi i flaga powiewać będzie nadal 3 maja – w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3-go Maja. A tego władza – uuuuu - nie chciała.
Tak więc dzisiaj składa się tak ładnie, że obchodzimy i Święto Pracy, i Dzień Flagi, i Święto Trzeciomajowej Konstytucji. Tak zwany długi weekend majowy jest kolejną po Wielkiej Nocy okazją do wiosennego wypoczynku i spotkań z najbliższymi i znajomymi.
A tak poważniej i ku przypomnieniu, to było tak:
Gdy w 1831 roku Izba Senatorska i Izba Poselska stanowiły o przyjęciu odznaki, pod którą winni się łączyć wszyscy Polacy, zapisano w ustawie co następuje:
„Artykuł 1. Kokardę Narodową stanowić będą kolory herbu Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, to jest kolor biały z czerwonym.
Artykuł 2. Wszyscy Polacy, a mianowicie Wojsko Polskie te kolory nosić mają w miejscu gdzie takowe oznaki dotąd noszonymi były”.
I tak Biel Orła i Pogoni na czerwonym tle towarzyszy nam do dziś. Przez niemal 200 lat nic się nie zmieniło. Barwy biało-czerwona stały się symbolem Państwa i własnością narodu, który pod tymi barwami wybijał się na niepodległość. To Flaga przypominała o tym, że może być wolna Polska, a obok niej, przypominała o tym Konstytucja 3-go Maja.
Konstytucja uchwalona w 1791 roku obowiązywała zaledwie 15 miesięcy! A zakończyły jej trwanie niezgoda - Targowica i rozbiory.
Co zatem każe nam wspominać i świętować uchwalenie Konstytucji 3 Maja? Ano właśnie to, że pamięć o niej pomogła przetrwać w jedności narodowi polskiemu blisko dwa wieki niewoli...
No to do dzieła – wieszajmy flagi, niech Polska będzie biało-czerwona :)
13 mar 2009
Myślistwo w Polsce - ciąg dalszy
W polskim łowiectwie jest wyśmienicie, wprost doskonale, nie ma żadnych, ale to żadnych problemów, a już na pewno nie należy niczego, w ogóle – Panie broń – niczego zmieniać.
Powyższe słowa to streszczenie stanowisk niektórych okręgowych rad łowieckich, przedstawianych w uchwałach w sprawie prób nowelizacji ustawy Prawo Łowieckie i Statutu PZŁ. Skąd wiem o takich uchwałach? A no, informują mnie o nich niezgadzający się z nimi oburzeni myśliwi. Piszą listy, maile, wpisują się na forum, piszą na bloga, dzwonią.
Ciekawe, że rady okręgowe podejmują uchwały, w których apelują o niewprowadzanie żadnych zmian, a jednocześnie dziesiątki myśliwych z tych samych okręgów proszą o zmiany, o zajęcie się problemami, o poszukiwanie rozwiązań dla spraw, które łowiectwo polskie pogrążają. Ot, chociażby rosnące drastycznie z roku na rok wartości odszkodowań za szkody wyrządzane przez zwierzynę łowną.
Wyobraźcie sobie Państwo, że w uchwałach zarzuca mi się, że chcę zlikwidować Polski Związek Łowiecki. Cytuję: „Uchwała Okręgowej rady Łowieckiej w Słupsku z dnia 17 lutego 2009 roku. Okręgowa Rada Łowiecka w Słupsku wyraża zdecydowany sprzeciw wobec wszelkich prób zmiany Ustawy – PRAWO ŁOWIECKIE I STATUTU PZŁ zmierzających w rzeczywistości do likwidacji Polskiego Związku Łowieckiego (…).” Hmmm, no cóż, nie wiedziałem, że w Polsce kwitnie aż taki analfabetyzm - w sensie nierozumienia czytanej treści. Ja nigdy, ale to nigdy nie mówiłem o likwidacji PZŁ. Nie mówiłem, nie mówię i nie będę mówił. Bo nie chcę likwidacji PZŁ. PZŁ to organizacja o wspaniałych tradycjach i niech trwa jak najdłużej.
A tak przy okazji. Właśnie dzisiaj zadzwonił do mnie jeden z myśliwych i opowiedział, że zarząd okręgowy w jego okręgu przyznał sobie 16 tysięcy złotych premii…. za wypracowany zysk!!! Więc ja się pytam, skąd ten zysk? Ze składek! Jeśli jest tak dobrze, że w okręgach łowiectwo przynosi takie zyski, to może zmniejszyć składkę, a nie obdzielać się nią w zarządzie? Co, Panowie? A może wypracowane przez wszystkich myśliwych nadwyżki finansowe przeznaczyć na programy introdukcji zwierzyny lub imprezy edukacyjne dla młodzieży? Jest wiele pożytecznych pomysłów i sposobów, tylko trzeba chcieć to robić.
Aha, wszystkie maile, listy, propozycje zmian skrzętnie zbieram, analizujemy je z kolegami, przedstawiamy prawnikom, w celu znalezienia prawnej możliwość rozwiązania zgłaszanych najbardziej ważnych problemów i myślę, że w końcu uda się zrobić coś dobrego dla ponad stu tysięcy polskich myśliwych, mimo że nie zgadzają się z tym władze PZŁ. [sic!]
No, a żeby nie być oskarżonym o „nieobiektywizm” informuję, że głosy wołające o niezmienianie czegokolwiek, płynące w postaci uchwał z niektórych rad okręgowych, także bierzemy pod uwagę w naszych pracach.
Ale zmian już nic nie zatrzyma, bo świat idzie do przodu, organizacje zwiększają samorządność, a władza PZŁ nie może być oderwana od odczuć szeregowego myśliwego.
Powyższe słowa to streszczenie stanowisk niektórych okręgowych rad łowieckich, przedstawianych w uchwałach w sprawie prób nowelizacji ustawy Prawo Łowieckie i Statutu PZŁ. Skąd wiem o takich uchwałach? A no, informują mnie o nich niezgadzający się z nimi oburzeni myśliwi. Piszą listy, maile, wpisują się na forum, piszą na bloga, dzwonią.
Ciekawe, że rady okręgowe podejmują uchwały, w których apelują o niewprowadzanie żadnych zmian, a jednocześnie dziesiątki myśliwych z tych samych okręgów proszą o zmiany, o zajęcie się problemami, o poszukiwanie rozwiązań dla spraw, które łowiectwo polskie pogrążają. Ot, chociażby rosnące drastycznie z roku na rok wartości odszkodowań za szkody wyrządzane przez zwierzynę łowną.
Wyobraźcie sobie Państwo, że w uchwałach zarzuca mi się, że chcę zlikwidować Polski Związek Łowiecki. Cytuję: „Uchwała Okręgowej rady Łowieckiej w Słupsku z dnia 17 lutego 2009 roku. Okręgowa Rada Łowiecka w Słupsku wyraża zdecydowany sprzeciw wobec wszelkich prób zmiany Ustawy – PRAWO ŁOWIECKIE I STATUTU PZŁ zmierzających w rzeczywistości do likwidacji Polskiego Związku Łowieckiego (…).” Hmmm, no cóż, nie wiedziałem, że w Polsce kwitnie aż taki analfabetyzm - w sensie nierozumienia czytanej treści. Ja nigdy, ale to nigdy nie mówiłem o likwidacji PZŁ. Nie mówiłem, nie mówię i nie będę mówił. Bo nie chcę likwidacji PZŁ. PZŁ to organizacja o wspaniałych tradycjach i niech trwa jak najdłużej.
A tak przy okazji. Właśnie dzisiaj zadzwonił do mnie jeden z myśliwych i opowiedział, że zarząd okręgowy w jego okręgu przyznał sobie 16 tysięcy złotych premii…. za wypracowany zysk!!! Więc ja się pytam, skąd ten zysk? Ze składek! Jeśli jest tak dobrze, że w okręgach łowiectwo przynosi takie zyski, to może zmniejszyć składkę, a nie obdzielać się nią w zarządzie? Co, Panowie? A może wypracowane przez wszystkich myśliwych nadwyżki finansowe przeznaczyć na programy introdukcji zwierzyny lub imprezy edukacyjne dla młodzieży? Jest wiele pożytecznych pomysłów i sposobów, tylko trzeba chcieć to robić.
Aha, wszystkie maile, listy, propozycje zmian skrzętnie zbieram, analizujemy je z kolegami, przedstawiamy prawnikom, w celu znalezienia prawnej możliwość rozwiązania zgłaszanych najbardziej ważnych problemów i myślę, że w końcu uda się zrobić coś dobrego dla ponad stu tysięcy polskich myśliwych, mimo że nie zgadzają się z tym władze PZŁ. [sic!]
No, a żeby nie być oskarżonym o „nieobiektywizm” informuję, że głosy wołające o niezmienianie czegokolwiek, płynące w postaci uchwał z niektórych rad okręgowych, także bierzemy pod uwagę w naszych pracach.
Ale zmian już nic nie zatrzyma, bo świat idzie do przodu, organizacje zwiększają samorządność, a władza PZŁ nie może być oderwana od odczuć szeregowego myśliwego.
7 mar 2009
Przekop przez Mierzeję Wiślaną
Dzisiaj na portalu tvn24.pl pojawiła się wiadomość, że przekop - a właściwie kanał-śluza - przez Mierzeję Wiślaną nie zaszkodzi przyrodzie, a eksperci rozwiali obawy ekologów.
Ciekawostką jest, że impulsem do całego pomysłu są... Rosjanie. Ich namiętność do zamykania dla żeglugi Cieśniny Pilawskiej zmusiła nas do poszukiwań alternatywnego połączenia Zalewu Wiślanego z otwartym Bałtykiem.
W 2004 roku pisałem interpelację do Ministra Spraw Zagranicznych: "Szanowny Panie Ministrze! Zalew Wiślany jest największym polskim akwenem wodnym. Wyłączając nawet rosyjską część, zwaną Zalewem Kaliningradzkim, i tak jest trzykrotnie większy od jeziora Śniardwy. Niestety, jedyne bezpośrednie połączenie Zalewu z Bałtykiem znajduje się po stronie rosyjskiej, a Rosjanie traktują jego wody, jak wewnętrzne wody rosyjskie. Taka sytuacja uniemożliwia sensowne planowanie takiego rozwoju tego akwenu, który mógłby służyć mieszkańcom gmin i miast nadzalewowych".
Chyba właśnie wtedy też pojawił się na nowo pomysł zbudowanie kanału przez Mierzeję. Pierwszy raz pojawił się, gdy profesor Tadeusz Jednorał opracował koncepcję przekopu 10 lat wcześniej.
Kiedyś nawet elbląska Platforma Obywatelska zabrała się za symboliczne kopanie - szpadlami, ale jak wiemy, początki są zawsze trudne ;)
W 2004 roku pisałem interpelację do Ministra Spraw Zagranicznych: "Szanowny Panie Ministrze! Zalew Wiślany jest największym polskim akwenem wodnym. Wyłączając nawet rosyjską część, zwaną Zalewem Kaliningradzkim, i tak jest trzykrotnie większy od jeziora Śniardwy. Niestety, jedyne bezpośrednie połączenie Zalewu z Bałtykiem znajduje się po stronie rosyjskiej, a Rosjanie traktują jego wody, jak wewnętrzne wody rosyjskie. Taka sytuacja uniemożliwia sensowne planowanie takiego rozwoju tego akwenu, który mógłby służyć mieszkańcom gmin i miast nadzalewowych".
Chyba właśnie wtedy też pojawił się na nowo pomysł zbudowanie kanału przez Mierzeję. Pierwszy raz pojawił się, gdy profesor Tadeusz Jednorał opracował koncepcję przekopu 10 lat wcześniej.
Kiedyś nawet elbląska Platforma Obywatelska zabrała się za symboliczne kopanie - szpadlami, ale jak wiemy, początki są zawsze trudne ;)
27 lut 2009
Pomoc przez zabawę
Czy można pomagać, bawiąc się przy tym wyśmienicie? Otóż rzeczywiście można…
W dniu 7 lutego 2009 roku na statku Admirał w Elblągu odbył się IV Charytatywny Bal Admirała.
Kosztowało wejście, kosztowały fanty, była licytacja.
Dochód z balu został przeznaczony na rehabilitację 15 - letniego Michała Dudkowskiego oraz na potrzeby drużyny hokeja na sledge'ach z Integracyjnego Klubu Sportowego „Atak” w Elblągu. Michałowi pomagam od lat. Drużyna hokeja ma szanse zakwalifikować się do udziału w Igrzyskach Paraolimpijskich w Vancouver.
Organizatorki Balu z ogromnym zapałem zebrały grupę chętnych osób i z dużym zaangażowaniem przygotowały szereg atrakcji dla uczestników zabawy. Ja po raz drugi wspierałem tę inicjatywę.
W Elblągu nie ma zbyt wielu wydarzeń tego typu. Jedyny Bal Charytatywny zorganizował w tym roku elbląski Lions Club. A przecież taka inicjatywa poprzez wielki zapał, jednoczenie sił, wspólną zabawę i swoją unikatowość jest cenna, zarówno dla potrzebujących, jak i dla samych uczestników balu, bo niewątpliwie integruje także środowisko.
Pozdrawiam organizatorki i życzę dalszych sukcesów.
W dniu 7 lutego 2009 roku na statku Admirał w Elblągu odbył się IV Charytatywny Bal Admirała.
Kosztowało wejście, kosztowały fanty, była licytacja.
Dochód z balu został przeznaczony na rehabilitację 15 - letniego Michała Dudkowskiego oraz na potrzeby drużyny hokeja na sledge'ach z Integracyjnego Klubu Sportowego „Atak” w Elblągu. Michałowi pomagam od lat. Drużyna hokeja ma szanse zakwalifikować się do udziału w Igrzyskach Paraolimpijskich w Vancouver.
Organizatorki Balu z ogromnym zapałem zebrały grupę chętnych osób i z dużym zaangażowaniem przygotowały szereg atrakcji dla uczestników zabawy. Ja po raz drugi wspierałem tę inicjatywę.
W Elblągu nie ma zbyt wielu wydarzeń tego typu. Jedyny Bal Charytatywny zorganizował w tym roku elbląski Lions Club. A przecież taka inicjatywa poprzez wielki zapał, jednoczenie sił, wspólną zabawę i swoją unikatowość jest cenna, zarówno dla potrzebujących, jak i dla samych uczestników balu, bo niewątpliwie integruje także środowisko.
Pozdrawiam organizatorki i życzę dalszych sukcesów.
30 sty 2009
Myślistwo w Polsce
Myślistwo jest uprawiane w Europie przez ponad 7 milionów osób. FACE, czyli Federacja Europejskich Stowarzyszeń Myśliwskich, zebrała dane statystyczne dla 36 państw europejskich. Ciekawy jest wskaźnik wyrażający stosunek liczby myśliwych do liczby mieszkańców w danym kraju. Do państw o największej popularności myślistwa należą Cypr, Malta, Dania, Finlandia, Norwegia i Szwecja. Krajami o najmniejszej popularności myślistwa są natomiast Belgia, Niemcy, Węgry, Luksemburg, Holandia, Polska i Rumunia.
Co ciekawe model łowiectwa w Skandynawii ma wybitnie rekreacyjny i nieco traperski charakter. Może stąd taka jego popularność?
Aż dziwne się wydaje, że najmniej myśliwych w stosunku do liczby mieszkańców jest w krajach o najdłuższej tradycji łowiectwa, takich jak Polska, Węgry, Niemcy czy Rumunia. Właściwie to zajmujemy w Europie trzecie miejsce od końca w takim zestawieniu. Za nami są tylko Belgia i Holandia.
Ale czy aby na pewno jest to dziwne? Otóż łowiectwo jest tam oparte na zestarzałym modelu feudalnym. Piszę „tam”, ale obejmuje to też „tutaj” - Polskę.
Ogólne zasady funkcjonowania Polskiego Związku Łowieckiego nie zmieniły się niemal od czasu jego powstania w roku 1923. To znaczy w 1923 roku w Warszawie powstał Centralny Związek Polskich Stowarzyszeń Łowieckich, który w 1929 roku przekształcił się w Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich, a następnie przyjął nazwę Polski Związek Łowiecki. W skład PZŁ weszły wszystkie działające w Polsce towarzystwa łowieckie. Dzisiaj mamy tę różnicę, że nie mamy towarzystw ani stowarzyszeń, tylko jeden wszechwładny Polski Związek Łowiecki.
Nowelizacja Prawa łowieckiego to twardy orzech do zgryzienia. Obecnie przyglądamy się zapisom i pomysłom, które „zdemokratyzowałyby” Zrzeszenie, do którego należy około 102 tysiące myśliwych. Polski Związek Łowiecki zapisał piękne karty w swojej historii. Przynależność do niego powinna dawać poczucie dumy, poczucie bycia w grupie, poczucie bycia częścią wspaniałego towarzystwa. A z głosów, które do mnie docierają wiem, że tak nie jest.
Obecne prace nad nowelizacją z pewnością obejmą zapisy, które są niezgodne z Konstytucją RP, czyli najważniejszą ustawą obowiązującą w Rzeczypospolitej oraz te, które są niezgodne z prawem, jakie przyjęliśmy na siebie jako członek Unii Europejskiej.
Ubolewam nad tym, że w całym procesie nowelizacji najmniej aktywne są władze Polskiego Związku Łowieckiego, że nie zależy im na dostosowaniu Prawa łowieckiego i swojego Statutu do obowiązującego prawa. To znaczy władze Związku są aktywne, tylko nie w tę stronę. Im akurat, wydaje mi się, najbardziej zależy na tym, żeby niczego nie zmieniać.
Ale jeśli składki szeregowych myśliwych przeznaczane są w większości na utrzymanie władz, to czemu się dziwić. Tylko jak w takich warunkach prowadzić gospodarkę łowiecką?
Jeżeli na zebraniach słyszy się hasła, że „członkowie koła muszą akceptować działania zarządu” i w ten sposób ucina się wszelkie dyskusje, to chyba jest coś nie tak. Chciałbym zwrócić uwagę, że to zarząd jest powołany do tego, aby realizować wolę członków, a nie na odwrót.
I właśnie dlatego pracujemy nad nowelizacją Prawa łowieckiego - aby wzmocnić rolę pojedynczych myśliwych, którzy są najbliżej natury, najbliżej łowiska, najwięcej pracy wkładają w prawidłową gospodarkę łowiecką.
Co ciekawe model łowiectwa w Skandynawii ma wybitnie rekreacyjny i nieco traperski charakter. Może stąd taka jego popularność?
Aż dziwne się wydaje, że najmniej myśliwych w stosunku do liczby mieszkańców jest w krajach o najdłuższej tradycji łowiectwa, takich jak Polska, Węgry, Niemcy czy Rumunia. Właściwie to zajmujemy w Europie trzecie miejsce od końca w takim zestawieniu. Za nami są tylko Belgia i Holandia.
Ale czy aby na pewno jest to dziwne? Otóż łowiectwo jest tam oparte na zestarzałym modelu feudalnym. Piszę „tam”, ale obejmuje to też „tutaj” - Polskę.
Ogólne zasady funkcjonowania Polskiego Związku Łowieckiego nie zmieniły się niemal od czasu jego powstania w roku 1923. To znaczy w 1923 roku w Warszawie powstał Centralny Związek Polskich Stowarzyszeń Łowieckich, który w 1929 roku przekształcił się w Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich, a następnie przyjął nazwę Polski Związek Łowiecki. W skład PZŁ weszły wszystkie działające w Polsce towarzystwa łowieckie. Dzisiaj mamy tę różnicę, że nie mamy towarzystw ani stowarzyszeń, tylko jeden wszechwładny Polski Związek Łowiecki.
Nowelizacja Prawa łowieckiego to twardy orzech do zgryzienia. Obecnie przyglądamy się zapisom i pomysłom, które „zdemokratyzowałyby” Zrzeszenie, do którego należy około 102 tysiące myśliwych. Polski Związek Łowiecki zapisał piękne karty w swojej historii. Przynależność do niego powinna dawać poczucie dumy, poczucie bycia w grupie, poczucie bycia częścią wspaniałego towarzystwa. A z głosów, które do mnie docierają wiem, że tak nie jest.
Obecne prace nad nowelizacją z pewnością obejmą zapisy, które są niezgodne z Konstytucją RP, czyli najważniejszą ustawą obowiązującą w Rzeczypospolitej oraz te, które są niezgodne z prawem, jakie przyjęliśmy na siebie jako członek Unii Europejskiej.
Ubolewam nad tym, że w całym procesie nowelizacji najmniej aktywne są władze Polskiego Związku Łowieckiego, że nie zależy im na dostosowaniu Prawa łowieckiego i swojego Statutu do obowiązującego prawa. To znaczy władze Związku są aktywne, tylko nie w tę stronę. Im akurat, wydaje mi się, najbardziej zależy na tym, żeby niczego nie zmieniać.
Ale jeśli składki szeregowych myśliwych przeznaczane są w większości na utrzymanie władz, to czemu się dziwić. Tylko jak w takich warunkach prowadzić gospodarkę łowiecką?
Jeżeli na zebraniach słyszy się hasła, że „członkowie koła muszą akceptować działania zarządu” i w ten sposób ucina się wszelkie dyskusje, to chyba jest coś nie tak. Chciałbym zwrócić uwagę, że to zarząd jest powołany do tego, aby realizować wolę członków, a nie na odwrót.
I właśnie dlatego pracujemy nad nowelizacją Prawa łowieckiego - aby wzmocnić rolę pojedynczych myśliwych, którzy są najbliżej natury, najbliżej łowiska, najwięcej pracy wkładają w prawidłową gospodarkę łowiecką.
28 sty 2009
Słupkowy Elbląg
Zauważyłem niewesołą rzecz. W czasach, gdy miasta otwierają się na mieszkańców i turystów, Elbląg zamyka swe podwoje. No dobrze, może nie podwoje, ale część ulic.
Ilekroć przyjeżdżam do Elbląga, zastanawiam się, co skłoniło elbląskie władze miasta do decyzji, jaką było wyłączenie z ruchu samochodowego ulicy Stary Rynek i odcięcie dojazdu ulicom: Sukienniczej, Wieżowej i Mostowej.
I proszę mnie źle nie zrozumieć, mi osobiście to nie przeszkadza, ale mieszkańcom i turystom, owszem tak. Rozumiem, że może jest ogólna tendencja na zamykanie części miasta dla ruchu samochodowego i tworzenie uliczek – tak zwanych spacerniaków.
Ale jest też druga strona medalu. A ta druga strona to SŁUPKI czy PACHOŁKI. Jest to pomysł dosyć karkołomny, blokować wjazd słupkami. Stanęły one na ulicach latem ubiegłego roku. I od razu zaczęły się protesty mieszkańców. Elblążanie mieszkający na Starówce obawiali się, że w przypadku jakiejkolwiek koniecznej szybkiej interwencji, straży pożarnej lub karetki pogotowia nie będą miały one możliwości dojazdu do odciętych kamienic. O zgrozo, niebawem tak się stało. Jak opisywali elbląscy dziennikarze, umocowana na jednej z kamienic antena satelitarna odczepiła się i zaczęła się chwiać, stwarzając zagrożenie dla przechodniów. Wezwano zatem straż pożarną. Załoga dojechała szybko, ale stanęła przed przeszkodą. Aby dojechać do budynku, strażacy musieli wyrwać jeden ze słupków blokujących wjazd na ulicę. Jak zapewniali, po tym wydarzeniu urzędnicy miejscy, straż pożarna posiadała klucz do usuwania niektórych słupków. Jednak tym razem chyba strażacy zapomnieli klucza. A co by było, gdyby to nie antena i straż pożarna, ale na interwencję czekała – odpukać – chora osoba i pogotowie.
Kolejnym ważnym aspektem jest także to, że przy ulicy Stary Rynek znajdują się siedziby firm, które straciły możliwość bezpośrednich dostaw towaru, ze względu na niemożność dojazdu.
Generalnie mieszkańcy odciętych ulic oraz okolic protestują, jednak elbląska władza nie chce słuchać o ich nieszczęściach. A słupki jak stały, tak stoją.
Ilekroć przyjeżdżam do Elbląga, zastanawiam się, co skłoniło elbląskie władze miasta do decyzji, jaką było wyłączenie z ruchu samochodowego ulicy Stary Rynek i odcięcie dojazdu ulicom: Sukienniczej, Wieżowej i Mostowej.
I proszę mnie źle nie zrozumieć, mi osobiście to nie przeszkadza, ale mieszkańcom i turystom, owszem tak. Rozumiem, że może jest ogólna tendencja na zamykanie części miasta dla ruchu samochodowego i tworzenie uliczek – tak zwanych spacerniaków.
Ale jest też druga strona medalu. A ta druga strona to SŁUPKI czy PACHOŁKI. Jest to pomysł dosyć karkołomny, blokować wjazd słupkami. Stanęły one na ulicach latem ubiegłego roku. I od razu zaczęły się protesty mieszkańców. Elblążanie mieszkający na Starówce obawiali się, że w przypadku jakiejkolwiek koniecznej szybkiej interwencji, straży pożarnej lub karetki pogotowia nie będą miały one możliwości dojazdu do odciętych kamienic. O zgrozo, niebawem tak się stało. Jak opisywali elbląscy dziennikarze, umocowana na jednej z kamienic antena satelitarna odczepiła się i zaczęła się chwiać, stwarzając zagrożenie dla przechodniów. Wezwano zatem straż pożarną. Załoga dojechała szybko, ale stanęła przed przeszkodą. Aby dojechać do budynku, strażacy musieli wyrwać jeden ze słupków blokujących wjazd na ulicę. Jak zapewniali, po tym wydarzeniu urzędnicy miejscy, straż pożarna posiadała klucz do usuwania niektórych słupków. Jednak tym razem chyba strażacy zapomnieli klucza. A co by było, gdyby to nie antena i straż pożarna, ale na interwencję czekała – odpukać – chora osoba i pogotowie.
Kolejnym ważnym aspektem jest także to, że przy ulicy Stary Rynek znajdują się siedziby firm, które straciły możliwość bezpośrednich dostaw towaru, ze względu na niemożność dojazdu.
Generalnie mieszkańcy odciętych ulic oraz okolic protestują, jednak elbląska władza nie chce słuchać o ich nieszczęściach. A słupki jak stały, tak stoją.
15 sty 2009
Spływ kajakowy Drwęca - Wel
Towarzystwo Miłośników Ziemi Nowomiejskiej organizuje w dniach od 29 stycznia do 1 lutego Zimowy Spływ Kajakowy Drwęca - Wel. Spływ odbędzie się już po raz dziewiąty.
Miło mi zakomunikować, że patronat nad imprezą objął Parlamentarny Zespół do Spraw Dróg Wodnych i Turystyki Wodnej. Na spływie pojawię się ja, senator Piotr Głowski, który jest przewodniczącym Zespołu i - na 70% - wicemarszałek Marek Ziółkowski, który jest pasjonatem kajakarstwa.
Dla tych, którzy szykują się, aby zobaczyć senatorów w kajakarskich wdziankach i z wiosłem w rękach informacja: a guzik. Na razie jestem amatorem spływów bardziej wakacyjnych i na spływ zimowy się - jeszcze - nie piszę. Chyba, że moi koledzy z Zespołu Parlamentarnego będą bardzo chcieli popłynąć.
Na razie planujemy trzymać kciuki za uczestników, aaa i za pogodę, bo podobno na razie Drwęca jest lekko zamarznięta. Mam nadzieję, że kra spłynie i będzie OK.
A przy okazji wielki ukłon dla organizatorów spływu. Do zobaczenia 31 stycznia.
Miło mi zakomunikować, że patronat nad imprezą objął Parlamentarny Zespół do Spraw Dróg Wodnych i Turystyki Wodnej. Na spływie pojawię się ja, senator Piotr Głowski, który jest przewodniczącym Zespołu i - na 70% - wicemarszałek Marek Ziółkowski, który jest pasjonatem kajakarstwa.
Dla tych, którzy szykują się, aby zobaczyć senatorów w kajakarskich wdziankach i z wiosłem w rękach informacja: a guzik. Na razie jestem amatorem spływów bardziej wakacyjnych i na spływ zimowy się - jeszcze - nie piszę. Chyba, że moi koledzy z Zespołu Parlamentarnego będą bardzo chcieli popłynąć.
Na razie planujemy trzymać kciuki za uczestników, aaa i za pogodę, bo podobno na razie Drwęca jest lekko zamarznięta. Mam nadzieję, że kra spłynie i będzie OK.
A przy okazji wielki ukłon dla organizatorów spływu. Do zobaczenia 31 stycznia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)