W październiku w Senacie odbyła się Konferencja pod hasłem „Społeczeństwo obywatelskie a fundusze unijne. Partnerstwo, ale jakie?”. Współorganizatorami Konferencji były: Instytut Spraw Publicznych, Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych oraz Senat Rzeczypospolitej Polskiej.
W słowie wstępnym Prezes Instytutu Spraw Publicznych Jacek Kucharczyk, przedstawiając podtytuł konferencji „Partnerstwo, ale jakie”, podkreślił, że „partnerstwo” nie jest dookreślone w naszym prawodawstwie. Sam zastanawiam się, czy być powinno. Jeśli tak, to próbujemy społeczeństwo obywatelskie budować za pomocą wytycznych zapisanych w aktach prawnych. A może wystarczy edukacja, wiedza i przekonanie o własnej wartości, zatarcie granic między tak popularnym kiedyś „my – oni”. Czyż partnerstwo nie powinno wypłynąć – nazwijmy to - naturalnie? Bo przecież Państwo to My, Państwo to Społeczeństwo. Cała administracja działać powinna na zasadach partnerskich, a nie z poziomu władza-ludzie. Pan Jakub Wojnarowski – członek Zespołu Doradców Strategicznych Premiera, podkreślił właśnie rolę edukacji w procesie rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Edukację jako kreowanie postaw i aktywności. Ale to efekty da dopiero w przyszłości.
Póki co, chyba jednak musimy wyznaczać przepisami zasady partnerstwa dla administracji rządowej, samorządu, organizacji pozarządowych i jednostki, jaką jest każdy człowiek.
Pierwszy wykład Konferencji dotyczył zmian w prawie o organizacjach pozarządowych. Otóż, szykuje się wiele zmian. Między innymi w Ustawie Prawo o stowarzyszeniach. Ustawa ta ma 20 lat, weszła w życie na początku polskiej transformacji ustrojowej i przez 20 lat nie wprowadzono do niej żadnych poważniejszych zmian. Czas zatem najwyższy przygotować nową ustawę, która będzie wpisywała się w nowe warunki, w nową świadomość społeczeństwa, w demokrację, w większą wolność, większe zaufanie Państwa do obywatela, poczucie samorządności.
Kolejne dwa wykłady pod tytułami: „Społeczeństwo obywatelskie a Narodowa Strategia Spójności” oraz „Społeczeństwo obywatelskie w Strategii Lizbońskiej” zaczęły się od – na pozór - zaskakujących stwierdzeń prelegentów, że właściwie trudno jest połączyć temat społeczeństwa obywatelskiego ze Strategią Spójności, czy Strategią Lizbońską, ponieważ w Strategii nie występuje pojęcie społeczeństwa obywatelskiego. I tu zadałem sobie pytanie: dlaczego? i: czym jest społeczeństwo obywatelskie? Ano chyba, jest to normalne społeczeństwo; aktywne, wykazujące inicjatywy oddolne, społeczeństwo wolne, z poczuciem swojej wartości, z poczuciem wartości jednostki.
W Strategii Lizbońskiej nie ma mowy o społeczeństwie obywatelskim. Inaczej już sprawa przedstawia się w Traktacie Lizbońskim. Tutaj mówi się dużo o organizacjach pozarządowych, o ważnej roli społeczeństwa obywatelskiego w rozwoju Unii Europejskiej, o aktywizacji. Zastanawiałem się nad tym problemem i doszedłem do wniosku, że jest tak, ponieważ Strategia Lizbońska była przygotowywana 10 lat temu przez państwa „starej 15”. Dla nich społeczeństwo po prostu musiało być, było i jest z natury obywatelskie. Nie trzeba było „obywatelskości” podkreślać i uwypuklać. Ale w przypadku państw „postkomunistycznych” sprawa wygląda diametralnie inaczej. W Polsce także dopiero tworzymy społeczeństwo obywatelskie. My wciąż jesteśmy na etapie przechodzenia ze społeczeństwa totalitarnego, komunistycznego do społeczeństwa demokratycznego, obywatelskiego.
Unia Europejska nas w tym kierunku popycha. Choćby właśnie poprzez fundusze unijne na inicjatywy oddolne, aktywizację. My dopiero musimy się wyrwać spod „czapy totalitarnej”, która nadal ciąży na naszym społeczeństwie. To zadanie dla młodych ludzi. Części starszego pokolenia nie uda się wyrwać ze „starego systemu”. Stwierdzam z przykrością, że są ludzie, którzy z tego systemu wyrwani być nie chcą! Jedni ze strachu, z obawy przed nowym, inni z wygody i przywilejów. Społeczeństwo obywatelskie to społeczeństwo wolne, z poszanowaniem praw jednostki. Czego się zatem bać?! Za dużej wolności?! A może… odpowiedzialności?
Amerykański psycholog Philip Zimbardo w jednym z wywiadów na temat polskiego społeczeństwa, powiedział: „Komunizm umniejszał znaczenie jednostki i ograniczał jej wpływ na własne życie. Można jednak pomóc kolejnym pokoleniom nie powielać tego schematu. Trzeba aktywizować ludzi, bo dzięki temu uwierzą, że mają wpływ na własne życie, że mogą coś osiągnąć”. Mądre – prawda?
Dlatego na koniec odejdę od – wspomnianej na wstępie - Konferencji, a przerzucę się na konsultacje. Jednym ze sposobów udziału społeczeństwa w sprawowaniu władzy, w rozwoju, wyrazem partnerstwa są konsultacje społeczne.
"Konsultacje społeczne to proces, w którym przedstawiciele władz (każdego szczebla: od lokalnych po centralne) przedstawiają obywatelom swoje plany dotyczące np. aktów prawnych (ich zmiany lub uchwalania nowych), inwestycji lub innych przedsięwzięć, które będą miały wpływ na życie codzienne i pracę obywateli. Konsultacje nie ograniczają się jednak tylko do przedstawienia tych planów, ale także do wysłuchania opinii na ich temat, ich modyfikowania i informowania o ostatecznej decyzji. Konsultacje społeczne to sposób uzyskiwania opinii, stanowisk, propozycji itp. od instytucji i osób, których w pewien sposób dotkną, bezpośrednio lub pośrednio, skutki proponowanych przez administrację działań". [za: http://administracja.ngo.pl/x/340786 ]
To także na razie metoda partnerstwa raczkująca w Polsce. Smutne jest, gdy podczas konsultacji pomysłodawcy mówią swoje, „konsultanci społeczni” swoje. I mimo negatywnych opinii, uwag, czasem nowych propozycji, pomysłodawcy robią, to co wcześniej zaplanowali. Konsultacje się przecież odbyły. Procedura zachowana. Brawo.
Innym niepokojącym zjawiskiem jest mała frekwencja na takich spotkaniach. Z czego ona wynika? Czasem ze złej informacji lub jej „prawie braku” ze strony wnioskodawców. Ale też po części wynika z tej „czapy totalitarnej”, która na społeczeństwie ciąży. A przecież w przypadku wielu projektów to my sami decydować musimy, czego chcemy i w jakiej formie. Żebyśmy później nie mieli pretensji, że decyzje zapadają za naszymi plecami. Czy to nasza polska przywara? Mamy zdanie na każdy temat. I liczne pretensje. Tylko gdzie je artykułujemy? W kuchni gotując obiad? Leżąc w domu na kanapie przed telewizorem? Korzystajmy ze swoich praw obywatelskich. Bądźmy społeczeństwem obywatelskim!!
Uwaga: Ci, którzy społeczeństwo do aktywności zniechęcają, mogą być uznani za komunistów!! Nie żartuję. To przecież wynika ze słów profesora Zimbardo.
A na zakończenie rodzi mi się taka oto konkluzja: prawdziwe społeczeństwo obywatelskie i partnerstwo zbudujemy wtedy, gdy administracja rządowa, samorząd, sfera biznesu, organizacje pozarządowe (czyli ludzie w danym sektorze działający) zdadzą sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy zbiorem jednostek. Równych jednostek.
W słowie wstępnym Prezes Instytutu Spraw Publicznych Jacek Kucharczyk, przedstawiając podtytuł konferencji „Partnerstwo, ale jakie”, podkreślił, że „partnerstwo” nie jest dookreślone w naszym prawodawstwie. Sam zastanawiam się, czy być powinno. Jeśli tak, to próbujemy społeczeństwo obywatelskie budować za pomocą wytycznych zapisanych w aktach prawnych. A może wystarczy edukacja, wiedza i przekonanie o własnej wartości, zatarcie granic między tak popularnym kiedyś „my – oni”. Czyż partnerstwo nie powinno wypłynąć – nazwijmy to - naturalnie? Bo przecież Państwo to My, Państwo to Społeczeństwo. Cała administracja działać powinna na zasadach partnerskich, a nie z poziomu władza-ludzie. Pan Jakub Wojnarowski – członek Zespołu Doradców Strategicznych Premiera, podkreślił właśnie rolę edukacji w procesie rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Edukację jako kreowanie postaw i aktywności. Ale to efekty da dopiero w przyszłości.
Póki co, chyba jednak musimy wyznaczać przepisami zasady partnerstwa dla administracji rządowej, samorządu, organizacji pozarządowych i jednostki, jaką jest każdy człowiek.
Pierwszy wykład Konferencji dotyczył zmian w prawie o organizacjach pozarządowych. Otóż, szykuje się wiele zmian. Między innymi w Ustawie Prawo o stowarzyszeniach. Ustawa ta ma 20 lat, weszła w życie na początku polskiej transformacji ustrojowej i przez 20 lat nie wprowadzono do niej żadnych poważniejszych zmian. Czas zatem najwyższy przygotować nową ustawę, która będzie wpisywała się w nowe warunki, w nową świadomość społeczeństwa, w demokrację, w większą wolność, większe zaufanie Państwa do obywatela, poczucie samorządności.
Kolejne dwa wykłady pod tytułami: „Społeczeństwo obywatelskie a Narodowa Strategia Spójności” oraz „Społeczeństwo obywatelskie w Strategii Lizbońskiej” zaczęły się od – na pozór - zaskakujących stwierdzeń prelegentów, że właściwie trudno jest połączyć temat społeczeństwa obywatelskiego ze Strategią Spójności, czy Strategią Lizbońską, ponieważ w Strategii nie występuje pojęcie społeczeństwa obywatelskiego. I tu zadałem sobie pytanie: dlaczego? i: czym jest społeczeństwo obywatelskie? Ano chyba, jest to normalne społeczeństwo; aktywne, wykazujące inicjatywy oddolne, społeczeństwo wolne, z poczuciem swojej wartości, z poczuciem wartości jednostki.
W Strategii Lizbońskiej nie ma mowy o społeczeństwie obywatelskim. Inaczej już sprawa przedstawia się w Traktacie Lizbońskim. Tutaj mówi się dużo o organizacjach pozarządowych, o ważnej roli społeczeństwa obywatelskiego w rozwoju Unii Europejskiej, o aktywizacji. Zastanawiałem się nad tym problemem i doszedłem do wniosku, że jest tak, ponieważ Strategia Lizbońska była przygotowywana 10 lat temu przez państwa „starej 15”. Dla nich społeczeństwo po prostu musiało być, było i jest z natury obywatelskie. Nie trzeba było „obywatelskości” podkreślać i uwypuklać. Ale w przypadku państw „postkomunistycznych” sprawa wygląda diametralnie inaczej. W Polsce także dopiero tworzymy społeczeństwo obywatelskie. My wciąż jesteśmy na etapie przechodzenia ze społeczeństwa totalitarnego, komunistycznego do społeczeństwa demokratycznego, obywatelskiego.
Unia Europejska nas w tym kierunku popycha. Choćby właśnie poprzez fundusze unijne na inicjatywy oddolne, aktywizację. My dopiero musimy się wyrwać spod „czapy totalitarnej”, która nadal ciąży na naszym społeczeństwie. To zadanie dla młodych ludzi. Części starszego pokolenia nie uda się wyrwać ze „starego systemu”. Stwierdzam z przykrością, że są ludzie, którzy z tego systemu wyrwani być nie chcą! Jedni ze strachu, z obawy przed nowym, inni z wygody i przywilejów. Społeczeństwo obywatelskie to społeczeństwo wolne, z poszanowaniem praw jednostki. Czego się zatem bać?! Za dużej wolności?! A może… odpowiedzialności?
Amerykański psycholog Philip Zimbardo w jednym z wywiadów na temat polskiego społeczeństwa, powiedział: „Komunizm umniejszał znaczenie jednostki i ograniczał jej wpływ na własne życie. Można jednak pomóc kolejnym pokoleniom nie powielać tego schematu. Trzeba aktywizować ludzi, bo dzięki temu uwierzą, że mają wpływ na własne życie, że mogą coś osiągnąć”. Mądre – prawda?
Dlatego na koniec odejdę od – wspomnianej na wstępie - Konferencji, a przerzucę się na konsultacje. Jednym ze sposobów udziału społeczeństwa w sprawowaniu władzy, w rozwoju, wyrazem partnerstwa są konsultacje społeczne.
"Konsultacje społeczne to proces, w którym przedstawiciele władz (każdego szczebla: od lokalnych po centralne) przedstawiają obywatelom swoje plany dotyczące np. aktów prawnych (ich zmiany lub uchwalania nowych), inwestycji lub innych przedsięwzięć, które będą miały wpływ na życie codzienne i pracę obywateli. Konsultacje nie ograniczają się jednak tylko do przedstawienia tych planów, ale także do wysłuchania opinii na ich temat, ich modyfikowania i informowania o ostatecznej decyzji. Konsultacje społeczne to sposób uzyskiwania opinii, stanowisk, propozycji itp. od instytucji i osób, których w pewien sposób dotkną, bezpośrednio lub pośrednio, skutki proponowanych przez administrację działań". [za: http://administracja.ngo.pl/x/340786 ]
To także na razie metoda partnerstwa raczkująca w Polsce. Smutne jest, gdy podczas konsultacji pomysłodawcy mówią swoje, „konsultanci społeczni” swoje. I mimo negatywnych opinii, uwag, czasem nowych propozycji, pomysłodawcy robią, to co wcześniej zaplanowali. Konsultacje się przecież odbyły. Procedura zachowana. Brawo.
Innym niepokojącym zjawiskiem jest mała frekwencja na takich spotkaniach. Z czego ona wynika? Czasem ze złej informacji lub jej „prawie braku” ze strony wnioskodawców. Ale też po części wynika z tej „czapy totalitarnej”, która na społeczeństwie ciąży. A przecież w przypadku wielu projektów to my sami decydować musimy, czego chcemy i w jakiej formie. Żebyśmy później nie mieli pretensji, że decyzje zapadają za naszymi plecami. Czy to nasza polska przywara? Mamy zdanie na każdy temat. I liczne pretensje. Tylko gdzie je artykułujemy? W kuchni gotując obiad? Leżąc w domu na kanapie przed telewizorem? Korzystajmy ze swoich praw obywatelskich. Bądźmy społeczeństwem obywatelskim!!
Uwaga: Ci, którzy społeczeństwo do aktywności zniechęcają, mogą być uznani za komunistów!! Nie żartuję. To przecież wynika ze słów profesora Zimbardo.
A na zakończenie rodzi mi się taka oto konkluzja: prawdziwe społeczeństwo obywatelskie i partnerstwo zbudujemy wtedy, gdy administracja rządowa, samorząd, sfera biznesu, organizacje pozarządowe (czyli ludzie w danym sektorze działający) zdadzą sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy zbiorem jednostek. Równych jednostek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz