9 kwi 2010

To moje pieniądze

Długo zbierałem się z napisaniem tego tekstu, bo i uczucia do niego nadal mam mieszane. To znaczy poglądy mam ściśle ugruntowane, ale nie do końca byłem pewny czy dzielić się nimi publicznie.

Otóż wymyśliłem (pewnie nie ja pierwszy ;)), że każdy obywatel Rzeczypospolitej powinien traktować budżet państwa jak własny portfel – w sensie takim, że na wydatki budżetu patrzeć powinien przez pryzmat własnego portfela.

Często słyszymy, że ktoś mówi – to się nam należy, tamto im się należy, niech Państwo da. Ale gdybyśmy zapytali daną osobę, czy z własnej kieszeni jest skłonna pokryć wydatki na to czy tamto – wtedy pada odpowiedź: oooo, co to to nie!

A przecież budżet państwa to nic innego jak nasz wspólny portfel, do którego wkładamy nasze własne pieniądze poprzez fiskusa. Im więcej pieniędzy będzie wydawane nieracjonalnie, pod naciskiem jakiejś grupy zawodowej czy społecznej, tym więcej pieniędzy na pokrycie tych wydatków fiskus będzie musiał ściągnąć od całego społeczeństwa. Na przykład wszyscy gremialnie zapłacimy za premie dla przysłowiowego „Agenta Tomka” za spektakularne, acz niewiele dla państwa warte, akcje podchodowe.

Podam jeszcze taki przykład: co roku w dolinie rzeki „A” na wiosnę zdarzają się podtopienia i zalewanych jest kilka domów. Głosy ze strony narodu grzmią: trzeba tym ludziom pomóc! Niech Państwo da!

- ale czy Pan by dawał tak co roku?
- ja? Nie! Dlaczego ja?
- a bo właśnie Pan to państwo.
- a to nie, dziękuję. Może niech się od powodzi ubezpieczają.
- składki wysokie, bo ryzyko duże.
- jak co roku zdarzają się tam podtopienia, to może niech się wyprowadzą. Albo niech państwo zbuduje tamę.
- ale proszę Pana , tama to też z Pana pieniędzy (budżet – portfel).
- aaaa, to niech Państwo odkupi ziemię, domy, niech tam pozostanie naturalna retencja, a ludzie niech się przesiedlą. Będzie taniej?
- no pomóc trzeba, tym , którzy tej pomocy naprawdę potrzebują.
- no to pomagajmy rozsądnie.
- otóż proszę Pana, ja od początku tak mówię.

I tu dochodzę do pytania: dlaczego Ci, którzy co roku ponoszą takie straty na skutek podtopień, nie przeniosą się w tereny bardziej suche. Zdaję sobie sprawę, że ciężko jest zostawić „ojcowiznę” i że „starych drzew się nie przesadza”. Ale zrozumieć nie potrafię sytuacji, gdy na terenach, które powinny być wolne od zabudowy, które stanowią poldery wokół rzek i naturalne zbiorniki retencyjne, powstają nowe domy. Kto zezwala na zabudowę w takich miejscach??

Przyznaję, że od tej właśnie sytuacji – cyklicznych zalań – powstał pomysł patrzenia na budżet z perspektywy własnego portfela.

Czy budować za wiele milionów złotych tamy i sztuczne zbiorniki retencyjne, zaburzać naturalne cieki wodne, czy może lepiej (taniej) zbudować nowe domy, tam gdzie woda nie sięga?

Nie jest to problem odosobniony. Gdy spojrzymy na budżet państwa z takiej właśnie perspektywy, perspektywy własnego portfela, zmienia się punkt widzenia, a przez to i punkt siedzenia: to ja - obywatel - tak naprawdę jestem dysponentem publicznych pieniędzy. Zmienia się wtedy społeczne przyzwolenie lub niezgadzanie się na pewne działania. Prawda?

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

eeee,nuda normalnie,flaki w oleju-szkoda oczu na czytanie,błee..