W Sejmie RP oraz w regionie warmińsko-mazurskim rozgorzała dyskusja o procedurze tworzenia parków narodowych, a w regionie szczególnie o utworzeniu Mazurskiego Parku Narodowego.
Pomysł jest jak najbardziej słuszny, przyrodę i dziedzictwo tak kulturowe, jak i przyrodnicze trzeba chronić.
Ponieważ w Polsce od wielu lat nie powstał nowy park narodowy, organizacje ekologiczne uznały, że wrogiem numer jeden są radni, którzy dla swoich partykularnych interesów, parku w swoich gminach nie chcą.
Tutaj od razu zapytam retorycznie: jakie i czyje partykularne interesy radni – wg niektórych zainteresowanych – reprezentują? Zdaje mi się i to chyba dobrze mi się zdaje, że radni zostali wybrani w demokratycznych wyborach i prezentują interesy mieszkańców gminy, czyli interesy społeczności lokalnej. Ludzi, żywych, borykających się z życiem codziennym. Zdaje mi się, że niektórzy pamiętać o tym nie chcą.
Ale, aby właśnie te interesy lokalne obejść, organizacje ekologiczne postanowiły złożyć projekt nowelizacji ustawy o ochronie przyrody. Przypomnę, że obecnie, aby na jakimś terenie mógł powstać park narodowy pozytywną decyzję musi podjąć rada gminy. Organizacje ekologiczne chciałyby jednak, aby radni tylko opiniowali projekt rozporządzenia dotyczącego utworzenia parku, a decyzja należała tylko do władz centralnych.
Ja jednak sądzę, że o parku narodowym nie powinni decydować parlamentarzyści czy rząd. Jak mamy budować społeczeństwo obywatelskie oddając decyzyjność centrali – rządowi i ministrom? Czy nie ma i mieć nie powinno znaczenia zdanie ludzi na danym terenie mieszkających, żyjących tam na co dzień? (zachęcam do zerknięcia na moje posty z października 2010 i listopada 2009).
Przecież zawsze będzie opór społeczności lokalnej przeciwko decyzjom narzuconym z góry. Podkreśla się w całym demokratycznym świecie, że inicjatywa oddolna jest najcenniejsza, że największe szanse powodzenia mają pomysły, które powstają na dole, które mają poparcie społeczności lokalnej. A tutaj takie, że tak powiem, kwiatki powstają!!!
W społeczeństwie obywatelskim w tak trudnych przypadkach przeprowadza się referendum. Jeśli ktoś uważa, że radni podejmują złe decyzje, to niech się odwoła do opinii całej społeczności lokalnej, poprzez właśnie referendum, a nie uciekanie do rządu i ministra.
Jeśli ekologowie uważają, że decyzje powinny zapadać na górze, to tak jakby mówili: „tam na dole, na mazurskich wsiach mieszka ciemny naród, za który trzeba podejmować decyzje”. Grzmią, że naród ten nie rozumie, że park narodowy to nie zahamowanie rozwoju, a wręcz odwrotnie, szansa na rozwój turystyki, na rozwój w zgodzie z przyrodą.
Łatwiej było zebrać tysiące podpisów, niż zorganizować kilkanaście spotkań z radnymi i mieszkańcami miejscowości, gdzie park miałby powstać? Może trzeba najpierw do tych „ciemnych ludzi” dotrzeć i im wytłumaczyć, jakie są argumenty za i przeciw tworzeniu parku narodowego, a nie pozbawiać społeczność lokalną prawa decydowania o własnym podwórku.
A jeśli na takich spotkaniach miejscowa ludność nie da się przekonać, to znaczy że argumenty są za słabe. Czy wtedy należy wychodzić z założenia, że tylko moja racja jest słuszna i uciekać się do zmiany prawa, aby racje innych nie były brane pod uwagę?
To tak jakby do naszego domu przyszedł urzędnik i powiedział: tę kanapę przestawimy tutaj, telewizor tam, a lodówkę w ogóle zabieramy i nie ma Pan nic do gadania.
Podobało by się to Państwu?
Idea tworzenia parków narodowych nie jest zła, ale – na boga – nie tą drogą!
Wiem, zaraz odezwą się głosy, że pod projektem nowelizacji zebrano ponad dwieście tysięcy podpisów, że projekt jest obywatelski. A ja się cicho pytam, czy osobom, które ten projekt podpisywały, wytłumaczono jakie konsekwencje zmiana prawa będzie miała, jaki wpływ na życie lokalnych społeczności?
Obawiam się, że zbieranie podpisów opierało się na haśle: czy jesteście państwo za tym, aby powstał nowy park narodowy? TAAAAK!
Na koniec przykład z życia: jakiś czas temu zbierane były podpisy pod petycją o powiększenie Białowieskiego Parku Narodowego. Do młodego człowieka zbierającego podpisy, a szło mu to całkiem sprawnie, podeszła moja znajoma i zapytała: - o jaką powierzchnię ma być park powiększony?
- nie wiem
- w którą stronę ma być powiększony, na południe, zachód?
- nie wiem
- jakie miejscowości nowe granice mają objąć, jakie tereny?
- nie wiem, ale jest pani za powiększeniem czy nie?
- czy pan wie, pod czym pan zbiera podpisy? Co pan tu w ogóle robi?
Oczywiście nie podpisała petycji. Ale czy to znaczy, że jest przeciwko? Nie, nie jest, tylko chce dokładnie wiedzieć, jakie są konsekwencje jej podpisu.
Oddaję pod rozwagę. Czy cel – park narodowy, uświęca środki – zabijanie ducha samorządności?
Pomysł jest jak najbardziej słuszny, przyrodę i dziedzictwo tak kulturowe, jak i przyrodnicze trzeba chronić.
Ponieważ w Polsce od wielu lat nie powstał nowy park narodowy, organizacje ekologiczne uznały, że wrogiem numer jeden są radni, którzy dla swoich partykularnych interesów, parku w swoich gminach nie chcą.
Tutaj od razu zapytam retorycznie: jakie i czyje partykularne interesy radni – wg niektórych zainteresowanych – reprezentują? Zdaje mi się i to chyba dobrze mi się zdaje, że radni zostali wybrani w demokratycznych wyborach i prezentują interesy mieszkańców gminy, czyli interesy społeczności lokalnej. Ludzi, żywych, borykających się z życiem codziennym. Zdaje mi się, że niektórzy pamiętać o tym nie chcą.
Ale, aby właśnie te interesy lokalne obejść, organizacje ekologiczne postanowiły złożyć projekt nowelizacji ustawy o ochronie przyrody. Przypomnę, że obecnie, aby na jakimś terenie mógł powstać park narodowy pozytywną decyzję musi podjąć rada gminy. Organizacje ekologiczne chciałyby jednak, aby radni tylko opiniowali projekt rozporządzenia dotyczącego utworzenia parku, a decyzja należała tylko do władz centralnych.
Ja jednak sądzę, że o parku narodowym nie powinni decydować parlamentarzyści czy rząd. Jak mamy budować społeczeństwo obywatelskie oddając decyzyjność centrali – rządowi i ministrom? Czy nie ma i mieć nie powinno znaczenia zdanie ludzi na danym terenie mieszkających, żyjących tam na co dzień? (zachęcam do zerknięcia na moje posty z października 2010 i listopada 2009).
Przecież zawsze będzie opór społeczności lokalnej przeciwko decyzjom narzuconym z góry. Podkreśla się w całym demokratycznym świecie, że inicjatywa oddolna jest najcenniejsza, że największe szanse powodzenia mają pomysły, które powstają na dole, które mają poparcie społeczności lokalnej. A tutaj takie, że tak powiem, kwiatki powstają!!!
W społeczeństwie obywatelskim w tak trudnych przypadkach przeprowadza się referendum. Jeśli ktoś uważa, że radni podejmują złe decyzje, to niech się odwoła do opinii całej społeczności lokalnej, poprzez właśnie referendum, a nie uciekanie do rządu i ministra.
Jeśli ekologowie uważają, że decyzje powinny zapadać na górze, to tak jakby mówili: „tam na dole, na mazurskich wsiach mieszka ciemny naród, za który trzeba podejmować decyzje”. Grzmią, że naród ten nie rozumie, że park narodowy to nie zahamowanie rozwoju, a wręcz odwrotnie, szansa na rozwój turystyki, na rozwój w zgodzie z przyrodą.
Łatwiej było zebrać tysiące podpisów, niż zorganizować kilkanaście spotkań z radnymi i mieszkańcami miejscowości, gdzie park miałby powstać? Może trzeba najpierw do tych „ciemnych ludzi” dotrzeć i im wytłumaczyć, jakie są argumenty za i przeciw tworzeniu parku narodowego, a nie pozbawiać społeczność lokalną prawa decydowania o własnym podwórku.
A jeśli na takich spotkaniach miejscowa ludność nie da się przekonać, to znaczy że argumenty są za słabe. Czy wtedy należy wychodzić z założenia, że tylko moja racja jest słuszna i uciekać się do zmiany prawa, aby racje innych nie były brane pod uwagę?
To tak jakby do naszego domu przyszedł urzędnik i powiedział: tę kanapę przestawimy tutaj, telewizor tam, a lodówkę w ogóle zabieramy i nie ma Pan nic do gadania.
Podobało by się to Państwu?
Idea tworzenia parków narodowych nie jest zła, ale – na boga – nie tą drogą!
Wiem, zaraz odezwą się głosy, że pod projektem nowelizacji zebrano ponad dwieście tysięcy podpisów, że projekt jest obywatelski. A ja się cicho pytam, czy osobom, które ten projekt podpisywały, wytłumaczono jakie konsekwencje zmiana prawa będzie miała, jaki wpływ na życie lokalnych społeczności?
Obawiam się, że zbieranie podpisów opierało się na haśle: czy jesteście państwo za tym, aby powstał nowy park narodowy? TAAAAK!
Na koniec przykład z życia: jakiś czas temu zbierane były podpisy pod petycją o powiększenie Białowieskiego Parku Narodowego. Do młodego człowieka zbierającego podpisy, a szło mu to całkiem sprawnie, podeszła moja znajoma i zapytała: - o jaką powierzchnię ma być park powiększony?
- nie wiem
- w którą stronę ma być powiększony, na południe, zachód?
- nie wiem
- jakie miejscowości nowe granice mają objąć, jakie tereny?
- nie wiem, ale jest pani za powiększeniem czy nie?
- czy pan wie, pod czym pan zbiera podpisy? Co pan tu w ogóle robi?
Oczywiście nie podpisała petycji. Ale czy to znaczy, że jest przeciwko? Nie, nie jest, tylko chce dokładnie wiedzieć, jakie są konsekwencje jej podpisu.
Oddaję pod rozwagę. Czy cel – park narodowy, uświęca środki – zabijanie ducha samorządności?
1 komentarz:
Problem na pewno istnieje. Społeczeństwo obywatelskie jest wartością samą w sobie, bo jest elementem mechanizmu swoistej homeostazy. Nie pozwala na budowę cuchnących kominów pod nosem, czy też autostrady przez środek osiedla, ale też jak widać nie chce parku narodowego. Pewnie warto to uszanować, bo wbrew pozorom często z góry widać gorzej niż z dołu ;)
Prześlij komentarz