11 mar 2011

Szkody łowieckie

Dzisiaj powracam do tematu „polskie łowiectwo”, a rzecz tyczyć będzie szkód.

Otóż w środę 2 marca 2011 roku odbyło się spotkanie Parlamentarnego Zespołu do Spraw Leśnictwa, Ochrony Środowiska i Tradycji Łowieckich, którego jestem Przewodniczącym. Tematem przewodnim naszej debaty były szkody łowieckie. Po odbytej dyskusji nie jestem pewien czy powinienem pisać „szkody łowieckie”, ponieważ:

od razu pojawia się pytanie, które również zadaliśmy sobie na wstępie spotkania: co to są szkody łowieckie? A może powinniśmy mówić o szkodach w uprawach rolnych? A może o szkodach w płodach rolnych?

Zaproszeni na posiedzenie zespołu eksperci oraz posłowie i senatorowie zwrócili uwagę na kilka niezwykle istotnych kwestii, które – wydaje nam się – muszą zostać jak najszybciej wyjaśnione i pilnie uregulowane przez władze naczelne PZŁ oraz administrację państwową odpowiedzialną za łowiectwo, a więc ministerstwo środowiska.

Kwestia pierwsza: to to, co już zaznaczyłem na wstępie. Doprecyzowanie przedmiotu szkody. Ustawa prawo łowieckie nie mówi o szkodach w uprawach, tylko o „szkodach łowieckich”. Jeśli są to szkody w uprawach rolnych, to czym jest uprawa rolna? A co z użytkami zielonymi? Jaki status ma teren zalesiany – czy jest to las czy nadal grunt rolny? A jak traktować szkody w sadach? To tylko kilka pytań, które wymagają konkretnej odpowiedzi.

Kwestia druga: prawidłowa inwentaryzacja liczebności dzika. Szkody wyrządzane przez to zwierzę są najbardziej „kosztowne” w skali kraju. Tak na marginesie, nikt w Polsce nie wie również, ile jest bobrów. Trzeba zdać sobie sprawę, że - jak wskazują eksperci - zbyt duże zagęszczenie dzików zwiększa ryzyko zagrożenia chorobami. Dziki coraz częściej pojawiają się w miastach. Ze względów oczywistych odstrzelić ich tam nie da rady. Nieświadomi zagrożenia mieszkańcy miast czasem wręcz dzicze stada uznają za atrakcję. Poza tym tereny miejskie nie są terenami łowieckimi, kto zatem miałby te dziki „redukować”?

Kwestia trzecia: metodyka szacowania szkód łowieckich. Nie mamy w Polsce opracowanych standardów szkoleń, a także metod szacowania szkód łowieckich. W przypadku sporów sądowych, do których coraz częściej dochodzi, biegli sądowi nie są dobrze przygotowani do tematu, a na ich opiniach najczęściej opiera się decyzja sędziego. Zbyt mała jest u nas rola mediatorów, to co w Europie Zachodniej jest najczęściej stosowanym rozwiązaniem w sporach. Być może Polski Związek Łowiecki powinien zwrócić większą uwagę na porządne przygotowanie mediatorów do rozstrzygania czy łagodzenia sporów w łowiectwie.

Kwestia czwarta: odpowiedzialność za szkody wyrządzane przez zwierzynę, a w tym współpraca między myśliwymi i rolnikami. Taka uwaga: rolnicy chronią swoje uprawy przed różnymi szkodnikami i chorobami. Stosują opryski itp. ale bardzo trudno ich przekonać do współpracy z kołami łowieckimi w kwestii zabezpieczenia upraw przed dzikiem czy jeleniem. Wracając do dzików miejskich, tutaj również nie wiadomo kto ponosi odpowiedzialność za szkody przez nie wyrządzone. Plany pozyskania zwierzyny ustalają Lasy Państwowe. Koło łowieckie, czyli dzierżawca obwodu, plan ten wykonuje. Jeśli jest jednak źle przeprowadzona inwentaryzacja i szkody wyrządzane przez „nadmiar zwierząt” są bardzo duże, kto powinien ponosić za nie odpowiedzialność – myśliwi czy Lasy Państwowe?

Nie jest łatwo dać proste odpowiedzi na przedstawione przez nasz Zespół problemy. Dyskusja nasza trwała dwie godziny. Pojawiło się kilka propozycji i wniosków i tymi właśnie rzeczami zajmiemy się w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że niedługo pojawią się regulacje prawne, które pozwolą na złagodzenie skutków posiadania na terenie kraju zwierzyny w stanie wolnym.