5 sie 2011

Pomóżmy zającom, kuropatwom oraz innym zwierzętom


W zeszłym tygodniu w Senacie odbyło się uroczyste spotkanie związane z rozstrzygnięciem konkursów pod hasłem „Pomóżmy zwierzynie drobnej”, organizowanych przez miesięcznik myśliwych i sympatyków łowiectwa „Brać Łowiecka”.

Jak można pomóc tym bezbronnym zwierzętom? Między innymi eliminując z biotopów różnorodne drapieżniki – ich naturalnych i nienaturalnych wrogów – m.in. nadmiernie rozbuchaną populację lisa oraz puszczane samopas psy.

Wiem – paradoksalnie – do zwierzyny drobnej zaliczamy również tegoż nieszczęsnego lisa, ale nadmierne zagęszczenie jego populacji jest także dla niego samego niebezpieczne. Po pierwsze - z tego powodu, że w pewnym momencie może zbraknąć dla niego pożywienia (sic!), po drugie - dlatego, że wraz ze wzrostem zagęszczenia populacji wzrasta też ryzyko rozprzestrzeniania się chorób, mówiąc bardzo ogólnie.

Na moje zaproszenie, jako przewodniczącego Parlamentarnego Zespołu do Spraw Leśnictwa, Ochrony Środowiska i Tradycji Łowieckich, do Senatu przybyli laureaci konkursów, przedstawiciele firm sponsorujących nagrody, przedstawiciele Zarządu Głównego PZŁ, no i organizatorzy konkursów.
Spotkanie było także okazją do wymiany doświadczeń, pochwalenia się swoimi działaniami, osiągnięciami itp.

Bardzo spodobał mi się pomysł jednego z kół łowieckich, którego członkowie nie strzelają do wałęsających się po lasach i polach psów, ale zakładają im świecące obroże. Na obroży takiej jest nazwa koła, tak aby właściciel psa wiedział, komu może podziękować, że pies nie zginął. Myślę, że jest to fajny sposób powiedzenia właścicielom takich psów – spójrz, Twój pies kłusował na zwierzęta w lesie, pilnuj go, nie zrobimy mu krzywdy, ale to Ty (!) jesteś za niego odpowiedzialny. A z drugiej strony takie światełko jest też wczesnym ostrzeżeniem dla potencjalnej ofiary psa.

Drugi wątek, który pojawił się podczas rozmów to – nazwijmy to - szkolnictwo łowieckie. Nie chodzi tu o edukację – tą wczesną dla dzieci, czy też edukację jako wyjście z informacją do ogółu społeczeństwa, ale specjalistyczne szkolnictwo dotyczące gospodarki łowieckiej, biologii zwierząt łownych i chronionych oraz wielu innych zagadnień z tym związanych.

Niestety, nie mamy w Polsce kompleksowej edukacji dotyczącej gospodarki łowieckiej. Łowiectwo, traktowane jako przylepka, pojawia się na wyższych uczelniach na różnych wydziałach: leśnych, bioinżynierii, ochrony środowiska. Na każdym z nich studenci uczą się zaledwie „fragmentów” wiedzy łowieckiej. Na wydziałach leśnych – z akcentem na gospodarkę leśną, na wydziałach bio- – z akcentem na stricte biologiczną stronę życia zwierząt.

Jak zatem tworzyć kompleksowe programy zarządzania populacjami? Na czym opierać się tworząc tego typu zasady gospodarowania, jeśli nie ma nowoczesnych, dogłębnych badań dotyczących poszczególnych gatunków?

A swoją drogą, ciekawe, ilu łowczych kół, czy nawet łowczych okręgowych, bądź osób odpowiedzialnych za gospodarkę łowiecką w nadleśnictwach ma do tego i merytoryczne, i praktyczne przygotowanie? Bycie myśliwym przez 30 lat daje ogromne doświadczenie i wiedzę praktyczną, ale biologii i wynikających z niej zwyczajów zwierząt, chodząc na polowania, nigdy nie pozna się do końca. A każda informacja może być bardzo cenna i niezwykle - w pracy na rzecz łowiectwa - pomocna. Współczesne łowiectwo przestało być tylko wspaniałym hobby, jest też bowiem elementem profesjonalnego zarządzania  zasobami przyrody.

Dlatego uważam, że dopóki nie powstaną kierunki studiów stricte łowieckie, niezwykle ważne jest organizowanie porządnych szkoleń i udział w nich kadr odpowiedzialnych za gospodarkę łowiecką w Polsce.